30.01.2008 Historia mediów
William Randolph Hearst - twórca czwartej władzy
Przemysław Szczypczyk
William Randolph Hearst jest uważany za twórcę współczesnych mass mediów. Postanowił dosięgnąć swoim dziennikiem "człowieka na ulicy i kobietę w kuchni".
W 1887 roku jego ojciec został senatorem z ramienia Partii Demokratycznej, a wydawnictwo gazety powierzył Williamowi. Młody Hearst przystąpił z pasją do pracy. Na redaktora naczelnego ściągnął z Nowego Yorku Sama S. Chamberlaina, współpracownika "Heralda" i założyciela "Le Malin" w Paryżu. Dział literacki natomiast powierzył Ambroise Bierce’owi, wybitnemu kalifornijskiemu pisarzowi . Szybko przekształcił drugorzędne pismo w dynamiczny dziennik o atrakcyjnej szacie graficznej, korzystający jako jeden z pierwszych w Stanach Zjednoczonych z fotografii. Już po roku nakład gazety wzrósł dwukrotnie osiągając nakład 30 tyś. egzemplarzy . San Francisco posłużyło mu jako poligon doświadczalny, na którym wypróbował przydatność masowego dziennika. "Examiner" rozwijał się cały czas dynamicznie, w 1893 roku osiągnął 60 tyś. egzemplarzy, a w 1908 roku już 100 tyś. egzemplarzy . W międzyczasie jednak Hearst postanowił się przenieść do Nowego Jorku, gdzie na jego zlecenie menadżer "Examinera" C. M. Palmer zakupił "New York Journal" od McLeana za 180 tyś. dolarów, mimo że sam McLean zapłacił za niego zaledwie rok wcześniej milion dolarów bratu Josepha Puliztera, Albertowi . Pierwszy numer dziennika "Journal" z Samem S. Chamberlainem jako redaktorem naczelnym ukazał się 7 listopada 1995 roku
Tak zaczęła się rywalizacja między Hearstem a Pulitzerem, wydawcą popularnego dziennika "World". Od początku była to walka bezwzględna. Hearst ofiarował najwybitniejszym współpracownikom Pulitzera lepsze warunki finansowe, ściągając ich do "The Journal". W czasie wyborów prezydenckich w 1896 roku Hearst poparł populistycznego kandydata Bryana oficjalnie angażując się w politykę. Wtedy na krótko "Journal" osiągnął niebotyczny na owe czasy nakład 1.5 miliona egzemplarzy . Właśnie w 1896 roku przyciągnął na swoją stronę cały zespół redakcyjny niedzielnego "Worlda". W ślad za Pulitzerem wprowadził także komiksy. World wprowadził początkowo komiks "Hogan`s Alley", w którym użyto po raz pierwszy kolor. Była to żółta farba w odzieniu dziecka, które przezwano "The Yellow Kid", po czym taki tytuł nadano samemu komiksowi. Kiedy zarówno Hearst jak i Pulitzer mieli komiksy "The Yellow Kid" ich metody nazwano yellow journalizm. Wyróżniał je nacisk na news, co oznaczało przeszukiwanie miasta w poszukiwaniu najświeższych sensacji. Dotyczyło to zwłaszcza Hearsta, który w krótkich zdaniach i akapitach oraz prostych słowach zajmował się problemami jak sądził nurtującymi jego czytelników: 8- godzinnym dniem pracy, bezpośrednimi wyborami senatorów, prawami wyborczymi dla kobiet, federalnymi podatkami, ustawodawstwem pracowniczym i municypalną własnością usług publicznych.
William Hearst postanowił dosięgnąć swoim dziennikiem "człowieka na ulicy i kobietę w kuchni". Wprowadził cotygodniowe dodatki: magazyn, dodatek humorystyczny i dodatek kobiecy. Niedzielne wydanie w 1896 roku liczyło od 48 do 50 stron za 5 centów, w 1898 roku już 80 stron. Nakład w 1898 roku osiągnął 600 tyś. egzemplarzy . Jednymi z najwybitniejszych dziennikarzy ściągniętych z "Worlda" byli Morrill Goddard i Artur Brisbane. To oni nadali dziennikowi oblicze. Przekształcili niejasne wyobrażenia Hearsta o "gazecie ludowej" w skuteczny szlagier dziennikarski. Wprowadzili wielkie nagłówki, liczące do 7 cm wysokości, kolorowe rysunki nęcące wizualnie czytelnika, krótkie zdania złożone tylko z podmiotu, orzeczenia i dopełnienia, jednosylabowe słowa i proste słownictwo. Forma ta prezentowała poziom dzieci z podstawówki ale dzięki temu była zrozumiała dla szerokich mas czytelników . Uznano, że czytelnicy gazet najbardziej interesują się opowieściami, które zawierają trzy elementy ich prymitywnych wzruszeń: samozachowanie (strach), miłość i reprodukcja (pożądanie) i ambicja (chciwość). Opowieści zawierające te elementy stanowiły pierwszorzędny materiał dziennikarski.
Hearst miał jednak ambicje daleko wykraczające poza sprzedawanie ludziom tanich, często wyssanych z palca kiczowatych opowieści, chciał kształtować rzeczywistość. Świetną okazją ku temu był zaostrzający się konflikt z Hiszpanią dotyczący powstania na Kubie. Amerykańska opinia publiczna od początku była po stronie rebeliantów. Szczególne emocje budziły represyjne metody Hiszpanów, w tym powstałe w 1896 roku obozy koncentracyjne. Coraz większa część opinii publicznej uważała, że Stany Zjednoczone powinny wypowiedzieć wojnę Hiszpanii i wyzwolić Kubę. Hearst zwietrzył swoją szansę, pisał: Podoba mi się idea wojny, nie wojny wielkiej, ale takiej, dzięki której można podtrzymać zainteresowanie czytelników. Nie wahał się ostro zaatakować prezydenta McKinleya, który forsował pokojowe załatwienie sprawy. W "Journalu" ukazał się artykuł o krzykliwym tytule: McKinley i rząd Wall Street gotowi są wyprzedać resztę honoru narodowego! Hearst sam objął kierownictwo redakcji. Kazał przedstawiać sobie wszystkie, nawet najmniejsze informacje związane z Kubom i decydował o tym w jaki sposób należy je podawać. Do Hawany wysłał reportera i artystę Frederica Remingtona z poleceniem relacjonowania i rysowania okropieństw wojny. Gdy ten przysłał telegram, że nie było żadnych okrucieństw ani wojny i że wraca do domu, Hearst kazał mu zostać na miejscu i napisał: Ty dostarczysz rysunków, a ja dostarczę wojnę. Uważał, że uda mu się pokonać Pulitzera tylko wtedy, gdy wybuchnie wojna.
W styczniu 1898 roku prezydent William McKinley skierował na Kubę krążownik USS Maine. Przez kilka tygodni nic się nie działo, aż w końcu 15 lutego okręt wyleciał w powietrze, a 266 członków załogi zginęło. Najprawdopodobniej był to wypadek ale dla Hearsta stanowił idealny pretekst do otwartego nawoływania do wojny na łamach swojej gazety. Ukazywały się wielkie nagłówki typu: Czy Hiszpańscy podludzie są mordercami?!, a gdy w kwietniu wybuchła wojna Hearst napisał: Potęga gazety jest największą siłą cywilizacji! Gazety decydują o ustawodawstwie i czuwają nad nim! Wypowiadają wojny! Gazety kontrolują naród, gdyż reprezentują lud! Hearst chciał nawet wystawić pułk wojska ale McKinley nie przyjął oferty.
Żeby być bliżej wydarzeń udał się na swoim jachcie z armią pisarzy, artystów i fotografów na front. W okresie wojny "Journal" osiągnął 1,5 miliona egzemplarzy. Jednak zyski wcale nie były duże. Nastąpił spadek liczby ogłoszeń, a koszty korespondencji wojennej były ogromne. Koszty reportaży w ciągu 6 miesięcy wojny wynosiły 3 tyś. dolarów dziennie. Do tego liczba wydań jednego dnia dochodziła nieraz do czterdziestu . Mimo częściowych niepowodzeń w postaci aresztowania trzech korespondentów Hearsta za próbę zorganizowania rzezi jeńców amerykańskich poprzez podjudzanie Hiszpanów to Hearstowi udało się zakończyć epizod wojny z Hiszpanią prawdziwą sensacją. Jako jedyny dziennik zamieścił pełny tekst układu pokojowego z Hiszpanią z 10 grudnia 1898 roku za sprawą jednego ze swoich agentów, który zdołał wykraść jego tekst w Paryżu gdzie toczyły się rozmowy pokojowe.
Jeszcze nie przycichły echa wojny, a już wybuchł następny skandal. Prezydent McKinley został zamordowany w zamachu przez anarchistę Czołkosza. W kieszeni zamachowca znaleziono wycinki z gazet Hearsta podburzających przeciw prezydentowi. Konflikt na linii Hearst- McKinley prócz polityki względem Kuby narastał w związku ze sprawą stosunku do imperium brytyjskiego. Hearst prowadził politykę antybrytyjską ponieważ rywalizował z Anglikami na rynku górnictwa miedziowego w Ameryce Południowej. Miał także inne niż McKinley zdanie w sprawie planowanego Kanału Panamskiego. Na łamach swoich gazet prowadził brutalną kampanię przeciwko prezydentowi. W jednym z tekstów pojawiło się nawet zdanie: Jeśli złych ludzi można się pozbyć tylko zabijając ich, to trzeba to uczynić. Śmiertelna kula dosięgła prezydenta 6 marca 1901 roku gdy zwiedzał wystawę panamerykańską w Bufflo. Hearsta uznano za moralnie odpowiedzialnego za zamach ale on i tak triumfował. W trzy dni po zamachu w redakcji "Journal" pojawił się nieznajomy, który "przypadkowo" sfotografował scenę zamachu. Ponieważ było nieostre zapłacono mu za nie tylko 5 dolarów, ale zostało opublikowane w nakładzie 1 miliona egzemplarzy.
Hearst postanowił rozpocząć karierę polityczną. W 1902 roku udało mu się dostać do kongresu, ale mało interesował się za bardzo jego pracami. Miał ambitniejsze plany. Startował na burmistrza Nowego Jorku i na gubernatora stanu ale bez powodzenia. Startował także w wyborach na prezydenta Stanów Zjednoczonych, również bezowocnie. Szacuje się, że na wszystkie kampanie wyborcze wydał około 1750000 dolarów . Powrócił więc do roli manipulatora opinii publicznej i lobbingu politycznego. Szczyt jego potęgi nastąpił w końcu lat dwudziestych, kiedy to posiadał 26 dzienników i 17 gazet niedzielnych w kilkunastu miastach. Miał także własna agencję informacyjną- International News Service., kilka magazynów, wytwórnie filmową i teatr . Po wielkim kryzysie mimo poważnych strat (pozostało mu 17 dzienników) wciąż był potężny . W 1935 roku na przykład wygrał kampanie propagandową przeciwko przystąpieniu USA do Trybunału Sprawiedliwości Międzynarodowej, kiedy to senat odrzucił ten projekt . Jego pozycja jednak stopniowo słabła. Prezentował otwarcie poglądy skrajnie prawicowe, nie ukrywał swoich sympatii do faszystowskich Niemiec i Włoch . Na początku lat trzydziestych nawet jego korespondentem w Rzymie był Benito Mussolini, a z Niemiec najpierw Adolf Hitler, a następnie Herman Goering gdy Hitler zażądał zbyt wygórowanych uposażeń.
Za podsumowanie jego kariery można uznać film Orsona Wellesa z 1940 roku pt. "Obywatel Kane", który opowiada historię pewnego magnata prasowego łudząco przypominającego Hearsta. Jego kampania przeciwko filmowi przyniosła jednak tylko połowiczne sukcesy . Era Williama Hearsta już się kończyła, ale bez wątpienia jego zasługi dla rozwoju nowoczesnego dziennikarstwa, jego wpływu na opinie publiczną były nieocenione. Można więc uznać go za jednego z twórców mediów jako czwartej władzy.
*****
Bibliografia:
- Golka Bartłomiej, System medialny Stanów Zjednoczonych, Warszawa 2004
- Chałasiński Józef, Kultura amerykańska, Warszawa 1970
- Honingmann Georg, William Randolph Hearst czyli dzieje pewnego skandalisty, Warszawa 1974
- Gołębiewski Marek, Dzieje kultury Stanów Zjednoczonych, Warszawa 2004
- Jones Maldwyn, Historia USA, Gdańsk 2003
- Brogan Hugh, Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki, Wrocław 2004
- Zyblikiewicz Lubomir, USA, Warszawa 2004
- http://www.reporterzy.info/article.php?section=warsztat&title=media_pierwsza_czy_czwarta_wladza
źródło: Artelis.pl, 23-03-2007
PRZERWA NA REKLAMĘ
Zobacz artykuły na podobny temat:
Historia prasy polskiej - lata 1815-1830
Krzysztof Dowgird
W 1830 r. w samej tylko Warszawie nakład prasy wynosił 2 200 000 egzemplarzy. Wykłady Magisterskiego Zaocznego Studium Dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim.
DELFI. Historia bałtyckiego portalu informacyjnego
Małgorzata Dwornik
Nazwę zawdzięcza bajce dla dzieci. Na szeroką skalę wypromował komentowanie artykułów w internecie. Powstał w Estonii, ale szybko zagościł w pozostałych krajach bałtyckich. Również w Polsce. Oto historia portalu Delfi. Pioniera mediów internetowych nad Bałtykiem.
Wiener Zeitung. Najstarsza gazeta świata
Małgorzata Dwornik
W środę, 8 sierpnia 1703 roku ukazał się Wiennerische Diarium, czyli Dziennik Wiedeński. Sześć osób pracowało całą noc na drewnianych prasach aby rano gotowych było około 1500 egzemplarzy pierwszego nakładu. Gazetę, która miała rozmiary zaledwie 16x20 centymetrów i dwie strony, rozprowadzono po wiedeńskich kawiarniach.
Carlo Lorenzini Collodi. Dziennikarska historia twórcy Pinokia
Małgorzata Dwornik
Historia drewnianego pajaca przyniosła Carlo Lorenzini światowy sukces, którego autor nie doczekał. Dziś pamiętany jest jako pisarz, ale zapomniany jako dziennikarz. A również na tym polu miał wiele osiągnięć. I to kompletnie nie związanych z literaturą dziecięcą.
Historia reklamy. Od krzyku na straganie po techniki podprogowe
Wiktor Balcer
Reklama nie jest wcale domeną współczesności. Jej historia sięga czasów starożytnych. Sam termin pochodzi od łacińskiego „clamo”, co oznacza krzyczeć, przywoływać. Zaczęło się od przekrzykiwania, później były rysunki, ogłoszenia w prasie, filmy, działania podprogowe, natywne, czy OOH.
Peter Arnett. Reporter wojenny, groźniejszy niż batalion Wietkongu
Małgorzata Dwornik
Arnett to ikona dziennikarstwa wojennego. Pierwszą relację z Laosu przemycił z narażeniem życia, przepływając wpław Mekong. Za materiały z Wietnamu zdobył nagrodę Pulitzera. Ma na koncie wywiady z Saddamem Husseinem i Osamą bin Ladenem. Pentagon nazywał go "zdrajcą z Bagdadu". Arnett nie owijał w bawełnę i nie dał zamknąć sobie ust.
Il Foglio. Historia włoskiej gazety, której twórca ukrywał się za słoniem
Małgorzata Dwornik
Pierwsze numery nie miały zdjęć, ale rysunki i karykatury. Artykuły redakcyjne znajdowały się dopiero na trzeciej stronie, a wszystkie teksty z wyjątkiem felietonów były anonimowe. Tak w 1996 roku wyglądał pierwszy numer nowego dziennika, wydawanego w Mediolanie. Tytułu, który jako jedyny we Włoszech nie przynosi dziś strat.