2.06.2005 Warsztat reportera
Młodsi idą
Wojciech Giełżyński
ukazał się w Magazynie Kulturalnym Tygodnika Powszechnego nr 5/6 (54/55), 3 czerwca 2001
Tacy są na wejściu
- Kto to był Władysław Sikorski?
- Chyba ten generał, co rozgromił Turków pod Wiedniem.
- Gdzie są Indie?
- W Afryce.
- A gdzie żyją Indianie?
- O przepraszam, Indie są w Ameryce.
- Kto to był Gandhi?
- Nie wiem.
- Kto to jest Andrzej Olechowski?
- Nie wiem.
- O co Litwini mają pretensję do Polaków?
- O to, że na Cmentarzu Orląt Lwowskich nie ma litewskich napisów.
Ostatnia odpowiedź była powielana w piętnastu klasówkach - w ściąganiu są genialni. Wilno czy Lwów, Litwa czy Ukraina - wszystko, co na Wschodzie - to czarna dziura. Ani ich grzeje, ani ziębi.
Mizeria szkoły średniej przeraża. Na świadectwach dojrzałości mają piątki z historii i geografii, ale co trzeci utrzymuje, że Polska graniczy z Estonią. Egzaminy na uniwerek oblali lub nie próbowali startować. Zdają na studia licencjackie w szkołach niepublicznych, a my z poczuciem grzechu ich przyjmujemy. Lepiej chyba, że za pieniądze rodziców spróbują tej szansy, niż gdyby mieli zostać blokersami? Odpadają tylko ci, którzy nie wiedzą, kto to był Piłsudski i że były aż dwie wojny światowe; tacy też się trafiają na rozmowach wstępnych.
Pół roku później
Już po pierwszym semestrze, dzięki profesorom z uniwersyteckiego Parnasu, zaczynają widzieć i rozumieć. Pisać (choć na bakier z ortografią) potrafią od początku. Nie mają oporów, żadnego "cenzora wewnętrznego"; piszą, co im ślina na język przyniesie - i to jest dobre! Jakby w szkole mieli świetnych polonistów i zerowe panie od historii.
Tyle tylko, że ich pierwsze teksty niewiele mają wspólnego z dziennikarstwem. Są dobrzy, bo młodzieńczo zbuntowani - gdy piszą o sobie, swych mękach dusznych, lękach i nadziejach, o osobach bliskich. Parę próbek:
- Sandra Sz.: "(...) niedługo umrę. Za jakieś 50, góra 70 lat. I koniec. Nieodwracalnie. I nikt mi nie może pomóc - ani Najukochańsi Rodzice, ani psycholog, ani Niekwestionowany Autorytet Moralny, ani Babcia, ani alkohol. Pozostało mi te ťXŤ lat życia, które chcę przeżyć najpełniej i najpiękniej (...) Nie mam ochoty ginąć za ojczyznę, ani za kapitalizm, komunizm, nie zamierzam poświęcić partykularnych interesów dla jakiegoś tam dobra ogólnego. Jest mi najzupełniej obojętne, czy będę mieszkała w kraju murzyńskim, chińskim, polskim czy niemieckim, byleby każdy obywatel tego państwa - łącznie z mym kotem i psem - mógł w nim wieść godne, spokojne życie".
- Dominika P.: "Wkurza mnie, że kiedy ja jestem szczęśliwa, ktoś inny płacze. Wkurza mnie, że kiedy ja płaczę, komuś innemu spełnia się życiowe marzenie. Nie podoba mi się, jak jest urządzony ten świat. Wszyscy biegniemy na łeb na szyję, po trupach, byle szybciej, byle do przodu, aby zgarnąć jak najwięcej - zanim zginiemy na zawsze..."
- Dominika Ł.: "Nasze społeczeństwo jest chore i nie ma na to gotowego lekarstwa, każdy musi odnaleźć je sam. Dobrą drogą jest pokora, jaką opisuje Biblia. Zapomnieliśmy o jej istnieniu. Współczesny świat wymaga od nas przebojowości, uporu, egoizmu (...) Idąc z duchem czasu także księżazapomnieli o swych powinnościach i zajęli się budowaniem tysięcy nowych kościołów".
- Jacek P.: "Najbardziej wkurwiam się sam na siebie - na moją przeszłość, byłe fascynacje, niespełnione nadzieje, wszystko, czego nie zrobiłem (...) Kto i co jeszcze? Mordercy, gwałciciele, pijani kierowcy, dealerzy narkotykowi, fanatycy, bezideowcy, zwolennicy globalizacji, politycy, sprzedajni sędziowie i kilku dziennikarzy (...) Byli kumple, no i dresiarze, kolesie spod bloku, skinhaedzi. Te wszystkie znienawidzone -izmy: rasizm, faszyzm, neonazizm, antysemityzm, snobizm, seksizm, a także -ości: niesprawiedliwość, bezkarność, nierzetelność. Brak kultury, przemoc, nietolerancja, chamstwo, nienawiść, ignorancja, hipermarkety, multikorporacje, mafie, partie, banki (...) No i jeszcze Rower Błażeja, disco, kpiny z wegetarianizmu, nałogi, ślepa pogoń za kasą, pop, państwo, disco polo, normy, futra, reklamy, moralizowanie..."
Po roku
Już czytają: "Wyborczą" albo "Rzeczpospolitą", "Wprost" lub "Politykę", bo to nakaz, to obowiązek każdego studenta. Ściślej: kładą przed sobą te tytuły podczas zajęć. Ale w wypracowaniach nie owijają w bawełnę:
- "Czytanie Gazety Wyborczej jest przymusem, a nie przyjemnością. Obejrzenie Wiadomości to też nic nowego. Ciągle to samo: katastrofy, wojny, bieda, porzucone dzieci, okrucieństwo, ludzka głupota. Większość z nas chce z Polski wyjechać. Ale są i tacy, którzy zostają, by walczyć o słowo, o sztukę i o młode audytorium. Do nich zaliczam Tomka Lipińskiego i Mikołaja Komara, redaktorów naczelnych AKTIVIST i DOSDEDOS. Wybrałam te dwa tytuły, bo czuję się z nimi najbardziej związana. Pokazują świat takim, jakim dla większości z nas jest".
- "[AKTIVIST i CITY] ...są na polskim rynku prasowym świeżym powiewem, miejscem, w którym można się dowiedzieć co myślą, jak oceniają żeczywistość [tak w oryginale] ludzie młodzi, ambitni, dążący do samorealizacji".
- "Narodzenie się nowej prasy młodzieżowej było nieuniknione. CITY MAGAZINE jest za darmo, a to wzbudza ciekawość ludzi, którzy przyzwyczaili się już, że za wszystko trzeba płacić".
- "Osobiście wolę CITY. Bardzo ciekawe i przyjemne są felietony Agaty Passent".
- "CITY nie zachwycił mnie. Odkryłem AKTIVISTA - super super super gazeta!"
Entuzjastycznych wypowiedzi w zadanym wypracowaniu znalazłem czterdzieści. Trzy były powściągliwe lub sceptyczne. W odpowiedzi na pytanie: "Kogo z felietonistów cenicie bardziej, Daniela czy Agatę Passent?" - córka pokonała ojca w stosunku 24:7. Reszta o nich nie słyszała.
Przełom
Przepoczwarzanie się studenterii w adeptów żurnalistyki trwa ok. 1,5 roku. W tym też czasie następuje segregacja. Wielu odchodzi do reklamy i p.r., ale jest to część malejąca; młodzi są świetnie zorientowani, że w tych specjalnościach rynek się zamyka. Część rosnąca kieruje się ku specjalnościom nadal modnym: integracja europejska, negocjacje i mediacje oraz doradztwo personalne, czyli "head hunting". Dziennikarstwo wybiera plus-minus jedna piąta studentów, z reguły tych lepszych. Wśród nich zawsze jest dwójka-trójka asów, a właściwie - "asic". One są najlepsze.
Jedna napisała nowatorską pracę o Druzach, szybciutko zrobiła magisterkę na UW, dostała stypendium do USA, wygrała konkurs na ważne stanowisko w jednej z agend ONZ; przełożyła życie międzynarodowe na medialne. Druga swój świetny licencjat (o Kotańskim i "Monarze" w konwencji... piekła dantejskiego) posłała do "Kultury"; Giedroyc zaszczycił ją długim listem, że wprawdzie nie skorzysta - ale szczerze gratuluje. Wydrukowała tę pracę "Odra", co otworzyło autorce bramę na studia magisterskie i do pracy w jednym z "portali", gdzie już jest osobą znaczącą. Trzecia ledwie skończyła dwudziestkę, a już zjeździła szmat świata jako "chief reporter" jednego z dzienników i popularnego tygodnika. Dwa tuziny następnych talentów (pomysły, dociekliwość, świeży język, dar kondensacji i obrazowości) zasilały m.in. warsztatowe pismo "Twarze" oraz reporterski tomik "Autoprezentacje" w serii Zeszytów Naukowych i Dydaktycznych swojej szkoły. Poziom tych reportaży i wywiadów (głównie z eminentnymi postaciami polskiej kultury) jest w pełni profesjonalny, a zarazem wolny od sztampy.
Paru wykładowców konkurencyjnych uczelni oraz tuzów prasy po lekturze "Autoprezentacji" miało pretensje: Mistyfikację uprawiacie! Niemożliwe, żeby takie teksty napisali studenci. Ktoś im na pewno pomagał! Nie. Po prostu oni - śmietanka młodej żurnalistyki - są bardzo zdolni, choć jakby pogubieni w rzeczywistości, która ich wciąga, ale drażni.
Co z nich wyrośnie?
Mentorskie wyszydzanie "dzisiejszej młodzieży" odłóżmy do lamusa. W ich szturmie nie ma zresztą nic zaskakującego. Pokolenie reporterów sławetnej "polskiej szkoły" z lat 60.-70. było (mimo podległości cenzurze) lepsze warsztatowo od dziennikarzy międzywojennych. Pokolenie ostatniego dziesięciolecia - głównie podopieczni Małgosi Szejnert z "Wyborczej" - jest (ciężko to przyznać!) lepsze od poprzedników - mistrzów pisania między wierszami, a później - konspiry. Obecni absolwenci i studenci kilkunastu niepublicznych uczelni, które szkolą narybek "medialny", na pewno zagrożą tym, którzy "na topie" są obecnie, m.in. dlatego, że uczelnie te rezygnują z balastu przedmiotów zbędnych dziennikarzom (choć pierwszoplanowych na studiach uniwersyteckich), natomiast dają wszechstronne przygotowanie humanistyczne oraz praktykę zawodową metodą "mistrz - uczeń".

Nowicjusze tym łatwiej dościgną obecną elitkę reporterów, że ci są już nieco wytarci serwitutami, jakie na nich nakładają redaktorzy naczelni (i wydawcy, mający własne kalkulacje).
Niestety, w dziennikarstwie "pisanym" nowych orłów pozostanie niewielu. Jak szczygły i skowronki odlecą ku rozmaitym tok-szołom, "Big Brotherom"; dadzą się sprowadzić do roli kolesi, gaworzących z żądnymi jednodniowej sławy słuchaczami, którzy wydzwaniają do Trójki, Zetki i innych gadatliwych anten. Takie jest teraz zapotrzebowanie - i odbiorców, i nadawców. Owszem, młodzi-zdolni doskonale wiedzą, że dobre pisanie decydowało (i chyba nadal decyduje, mimo wszystko) o prestiżu dziennikarza - i są dumni jak pawie, gdy coś im wydrukuje znacząca gazeta - lecz patrzą w przyszłość bez złudzeń i ustawiają się "pod" media elektroniczne. Wiedzą: czytacze zejdą na margines, nadszedł czas gadaczy i oglądaczy.
Czy to się kiedyś zmieni? Możliwe. Oby. Ale tak prawdopodobne, jak powrót koni pociągowych w miejsce mechanicznych.
PRZERWA NA REKLAMĘ
Najnowsze w dziale Warsztat reportera:
Maciej Orłoś i jego recepta na wystąpienia bez stresu
Bartłomiej Dwornik
Czy można nauczyć się mówić publicznie tak, by przykuwać uwagę i wzbudzać sympatię? Maciej Orłoś przekonuje, że tak. W wydanej przez Wydawnictwo RM książce „Wystąpienia bez stresu” daje czytelnikom nie tylko zestaw sprawdzonych technik, ale i solidną dawkę pewności siebie. [patronat Reporterzy.info]
AI slopy i mikrotargetowanie. Dlaczego lepiej NIE LAJKOWAĆ chałkonia
Bartłomiej Dwornik
"Całkiem sam wyhodowałem ten szczypior czosnkowy na parapecie. Ale pewnie mi nie pogratulujesz." Też masz zalew takich wpisów w społecznościach? Więc uważaj. Nazywa się toto AI slop (lub Boomer Trap) i WCALE NIE JEST niewinną igraszką i zabawą. To doskonale przemyślany mechanizm, w którym walutą jesteś ty. Na początku twój czas i zaangażowanie. A za chwilę twoje pieniądze.
Wydajność WordPressa na wyciągnięcie ręki. Jak minimalizować obciążenie serwera przez optymalizację wtyczek
MB
Jakie wtyczki najbardziej obciążają serwer, jak można identyfikować i usuwać zbędne wtyczki oraz jak optymalizować pozostałe, aby poprawić wydajność strony. Poznaj praktyczne narzędzia i wskazówki do monitorowania i utrzymania optymalnej wydajności strony na WordPressie.
Podobne artykuły:
Metodyka nauczania edukacji medialnej
dr Lidia Pokrzycka
Wprowadzenie w programach szkół średnich ścieżki międzyprzedmiotowej "Edukacja medialna" stawia duże wyzwania. Potrzebni są - jak najszybciej - kompetentnie wyszkoleni nauczyciele
Zasady konstrukcji informacji
Katarzyna Bocheńska
Jak powinna wyglądać i co musi zawierać poprawnie skonstruowana informacja?
Jak korzystać z Google Analytics w pracy dziennikarza [LINK]
Bartłomiej Dwornik
Jak sprawdzić, czy twoje materiały trafiają do właściwego odbiorcy? Jak zbadać, czy optymalnie wykorzystujesz potencjał internetu do promowania treści na swojej stronie internetowej i jak z tej wiedzy wyciągnąć wnioski, które pozwolą ci uzyskiwać lepsze wyniki? Poradnik Reporterzy.info przygotowany dla polskiej edycji European Journalism Observatory.
Jak napisać artykuł, który Google pokocha, a ludzie zrozumieją
Bartłomiej Dwornik
Kolejność warunków w tytule tego poradnika nie jest przypadkowa. W 2024 roku, żeby dotrzeć ze swoim przekazem do większej grupy odbiorców, trzeba najpierw przekonać maszyny i ich algorytmy, żeby ten przekaz zechciały ludziom wyświetlić. Po pierwsze - artykuł musi być dobry merytorycznie. Po drugie - wyglądać atrakcyjnie i nie utrudniać czytania. Zajmiemy się tym drugim elementem.