21.06.2005 Historia mediów
Historia "Tygodnika Wałbrzyskiego"
Krzysztof Buziałkowski
Pierwszy numer "Tygodnika Wałbrzyskiego" ukazał się w grudniu 1993 r. W sierpniu 2003 roku do sprzedaży trafił pięćsetny numer gazety. "Tygodnik Wałbrzyski" kończył więc wtedy dziesięciolecie swojego istnienia. Najlepszy to moment, by poświęcić tej największej sublokalnej gazecie wałbrzyskiej monografię. Tym bardziej, że dotąd taka nie powstała.
Bardzo niewiele jest też wzmianek informujących w ogóle o istnieniu "Tygodnika Wałbrzyskiego" w najnowszych - i trzeba podkreślić - bardzo nielicznych opracowaniach dotyczących kultury w regionie wałbrzyskim, w tym w szczególności związanych z mediami czy też bezpośrednio prasą lokalną. Nie sposób też dotrzeć do badań czytelnictwa prasy, czy to dotyczących samego "Tygodnika Wałbrzyskiego", czy też prasy w ogóle w Wałbrzychu i Powiecie Wałbrzyskim. Być może nie powstało ani jedno takie pełne opracowanie, o czym autora zapewniano w Wydziale Nauk Społecznych Wałbrzyskiej Wyższej Szkoły Zarządzania i Przedsiębiorczości, gdzie prowadzone są studia socjologiczne. Tym większa potrzeba choć opisowej analizy tego bez wątpienia najstarszego wałbrzyskiego tygodnika.
Ale jest też i powód następny. Otóż "Tygodnik Wałbrzyski" w sposób naturalny jest kontynuatorem i spadkobiercą ukazującej się od 1954 do 1993 roku "Trybuny Wałbrzyskiej". Nie bez powodu założyciele spółki Errata, która do dziś jest wydawcą "Tygodnika Wałbrzyskiego", utrzymali podwójną numerację gazety. Obok "1" pod winietą "Tygodnika Wałbrzyskiego" z grudnia 1993 roku jest też liczba 2094. To numer kolejny "Trybuny Wałbrzyskiej". To zewnętrzny przejaw ciągłości jedynego przez długie lata na rynku lokalnego tygodnika. Istotne jest i to, że "Tygodnik Wałbrzyski" założyła grupa dziennikarzy "Trybuny Wałbrzyskiej". Do nowego tytułu trafiła cała pozostała część redakcji "Trybuny Wałbrzyskiej", łącznie z administracją.
Gdyby więc przyjąć, iż "Tygodnik Wałbrzyski" jest rzeczywistym kontynuatorem "Trybuny Wałbrzyskiej", to już niebawem, we wrześniu 2004 roku, nie tyle nawet tytuł, co zespół i wydawca, obchodzić będą kolejny jubileusz 50.lecia wydawania tygodnika w Wałbrzychu. W kontekście tego, co napisano wyżej o bardzo skąpych opracowaniach dotyczących prasy na tym terenie, dodawać nie trzeba, że nie powstała żadna, pełna monografia ani "Trybuny Wałbrzyskiej", ani kompletne opracowanie dotyczące powstania i rozwoju prasy od jej początków do czasów współczesnych. Być może ta próba monografii "Tygodnika Wałbrzyskiego" będzie dla badaczy tej dziedziny kultury i komunikacji społecznej inspiracją do pełnych badań nad zagadnieniem.
Monografia niniejsza podzielona jest na rozdziały dotyczące:
- historii prasy na terenie Wałbrzycha ze szczególnym uwzględnieniem historii "Trybuny Wałbrzyskiej;
- historii "Tygodnika Wałbrzyskiego";
- analizie zawartości "Tygodnika Wałbrzyskiego" oraz zmian zachodzących w wyglądzie gazety;
- pozycji "Tygodnika Wałbrzyskiego" na tle prasy lokalnej.
Dzieje prasy polskiej w Wałbrzychu
Prasa polska do roku 1954
Historia prasy polskiej w Wałbrzychu jest tak długa i tak krótka jak polskie dzieje samego miasta. Obejmuje właściwie okres od 1945 roku. Wcześniej bowiem, przez wieki całe miasto było we władaniu bądź to czeskim, bądź austriackim i niemieckim w końcu. Kiedy 8 maja 1945 roku wojska radzieckie zajęły Wałbrzych niemal zupełnie bez walki, w mieście żyło niespełna 900. Polaków i prawie 58 tysięcy Niemców (1). Z oczywistych więc powodów o istnieniu prasy wydawanej w języku polskim na tym terenie nie mogło być mowy. Stąd też historycy za początek polskiej prasy na tym terenie powszechnie uznają ukazanie się w kilka tygodni zaledwie po wyzwoleniu miasta "Tygodnika Polskiego".
Pierwszy numer ukazał się 1 lipca 1945 roku. Jednakże Marek Malinowski (2), chce datę początków polskiej prasy na tych terenach przesunąć aż do przełomu wieków XIX i XX. Przez prawie dwadzieścia lat w odległym od Wałbrzycha o kilkanaście kilometrów Strzegomiu bracia Urbanowie wydawali po polsku ewangelickie czasopismo "Dla Wszystkich". Pismo początkowo jako miesięcznik a od 1905 roku jako dwutygodnik ukazywało się w latach 1901-1918. Miało ono charakter przede wszystkim religijny, ale zajmowało się też popularyzowaniem kultury poprzez drukowanie wierszy największych polskich poetów - od Kochanowskiego, przez Mickiewicza do Orzeszkowej. Gazeta zachęcała do kupowania polskich książek drukowanych przez braci Urbanów. Znalazło się tam też miejsce na listy od czytelników. Malinowskiemu nie udało się jednak ustalić, jaki nakład miała gazeta i na jakim terenie poza Strzegomiem "Dla Wszystkich" było dostępne.
Inną polską gazetą ukazującą się w regionie wałbrzyskim, której istnienia nie dostrzegali do niedawna badacze jest "Pchła", pismo satyryczne wydawane w Kłodzku od połowy października 1944 roku do marca 1945 roku (3). Wydawnictwo to szczególne z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, że "Pchła" była pismem satyrycznym, a po drugie była to gazeta konspiracyjna. Jej wydawcami i autorami byli pracownicy fabryki niemieckiej firmy AEG, którą w 1944 roku przeniesiono do kłodzkiej twierdzy z Łodzi. Ukazało się 16 numerów pisma o objętości najczęściej 4 stron formatu A4. "Drukowana" była na maszynie do pisania, czasem powielana przez kalkę oraz przepisywana przez kolejnych czytelników. Zdaniem Malinowskiego ani jeden egzemplarz "Pchły" nie wpadł w ręce Niemców. Gazeta przestała się ukazywać wraz z przeniesieniem fabryki w głąb Niemiec.
Datując początki prasy w języku polskim wydawanej na terenie regionu wałbrzyskiego, należy je przesunąć do pierwszych lat XX wieku lub też do roku 1944. Z tej perspektywy "Tygodnik Polski" należy uznać albo za pierwszą polską gazetę wydawaną po wyzwoleniu, albo za pierwszą polską gazetę wydawaną i drukowaną w samym Wałbrzychu, albo wreszcie za trzeci z kolei tytuł ukazujący w wałbrzyskiem. Dla porządku trzeba tylko dodać, że w tym samym czasie, na przełomie roku 1944 i 1945 ukazywały się na tym terenie gazety wydawane przez Niemców, skierowane przede wszystkim do polskich robotników przymusowych. Były to "Wiadomości Polskie" oraz "Pod Stropem. Dwutygodnik dla górników polskich w Niemczech."(4)
Bez wątpienia jednak pierwszym wydawanym po wojnie przez Polaków i dla Polaków pismem w Wałbrzychu był "Tygodnik Polski". Wydawcą tygodnika był Wydział Propagandy i Informacji Pełnomocnika Rządu RP w Wałbrzychu. Godnym podkreślenia jest fakt, że gazeta była drukowana w Białym Kamieniu (miejscowości podwałbrzyskiej, która w 1950 roku została włączona w granice miasta) w drukarni H. Opitza. Jak w większości innych, przejmowanych od Niemców drukarń, także w tej nie było czcionek z polskimi literami, stąd sami autorzy "Tygodnika Polskiego" przepraszali czytelników za dziwaczny wygląd niektórych słów, spowodowany właśnie brakiem polskich czcionek. Zresztą, nie tylko czcionki były niemieckie, ale też właściciele drukarń oraz sami drukarze.
"Tygodnik Polski" był drugim pod względem chronologicznym wydawnictwem polskim na Dolnym Śląsku. Wyprzedził go tylko "Dziennik Legnicki", którego pierwszy numer ukazał się 4 maja.
Badaczom nie udało się ustalić, jaki był nakład "Tygodnika Polskiego", jednakże zachowane w wałbrzyskim Muzeum Okręgowym egzemplarze wykazują znaczny stopień "zaczytania". Sam wygląd archiwalnych numerów tygodnika naturalnie nie przesądza o jego popularności. Pamiętać jednak trzeba, że w momencie, kiedy ukazywał się pierwszy numer gazety w Wałbrzychu było niespełna 900. Polaków. Nakład nie mógł być więc zbyt duży i zapewne nie przekraczał liczby polskich mieszkańców. Według Malinowskiego (5) ukazało się 12 numerów "Tygodnika Polskiego" , według zaś Czajki (6) tylko 11. Jednakże obie liczby nie wydają się być ostatecznymi, bowiem obaj badacze zaznaczają, że tyle numerów udało im się odnaleźć w archiwach. Nie istnieją dokumenty, które by jednoznacznie określały liczbę wydanych numerów "Tygodnika Polskiego". Za przyczynę upadku gazety podaje się głównie słabość organizacyjną oraz trudności z pozyskaniem papieru. Nic nam nie wiadomo na temat tego, jak gazeta była przyjmowana przez czytelników. "Tygodnik Polski", choć służył celom ideowo-propagandowym podawał też wiele drobnych informacji z życia miasta, a także dotyczące tego, co dzieje się w kraju.
Zniknięcie "Tygodnika Polskiego" oznaczało znikniecie prasy polskiej w ogóle w Wałbrzychu. Wśród władz miasta istniała zapewne świadomość, że gazeta potrzebna jest mieszkańcom miasta, tym bardziej, że z każdym miesiącem od wyzwolenia liczba polskich mieszkańców się podwajała i w połowie 1946 roku osiągnęła już liczbę 33 tysięcy. Stąd też w rocznicę objęcia władzy przez polską administrację, w połowie 1946 roku ukazała się "Jednodniówka", podsumowująca dotychczasową działalność organów państwowych w Wałbrzychu. Był to druk o objętości 20 stron w formacie A4. Jednakże ten jednorazowy akt wydawniczy nie mógł zaspokoić potrzeb mieszkańców i aspiracji władz. Podobnie jak ukazująca się od września 1946 roku harcerska "Czuwajka Wałbrzyska", wydawana w nakładzie 400 egzemplarzy na powielaczu tuszowym.
Należy też odnotować powstanie w tym czasie wałbrzyskiego oddziału "Pioniera", najstarszego dziennika dolnośląskiego, poprzednika "Słowa Polskiego". Drugim w kolejności z kierowników wałbrzyskiego oddziału "Pioniera", a później już oddziału "Słowa Polskiego" był Zbigniew Mosingiewicz, późniejszy współzałożyciel "Trybuny Wałbrzyskiej", do dzisiejszego dnia publikujący swoje artykułu w "Tygodniku Wałbrzyskim", po przejściu na emeryturę już tylko jako współpracownik. Z czasem, w 1948 roku wałbrzyski oddział "Słowa Polskiego" rozrósł się za sprawą powołania regionalnej mutacji dziennika pod nazwą "Wałbrzyskie Słowo Polskie". Wtedy nakład gazety, w której mutowane były dwie strony, pierwsza i trzecia, wzrósł do 2800 egzemplarzy.
Niedługo po powstaniu oddziału "Słowa Polskiego", pod sam koniec 1946 powołano w Wałbrzychu także oddział ukazującego się w Katowicach "Dziennika Zachodniego". W dwa lata później swój oddział powołała "Trybuna Dolnośląska", która także wydawała mutację na region wałbrzyski " Wałbrzyską Trybunę Dolnośląską".
Jednakże po upadku "Tygodnika Polskiego" w Wałbrzychu nie działała żadna stała redakcja i żadna lokalna gazeta, poza wspomnianymi harcerskimi periodykami.
O wydawanie lokalnej gazety zaczęło zabiegać środowisko kulturalne Wałbrzycha. Jeszcze w 1946 roku odbyło się spotkanie grupy działaczy kultury z władzami miasta. Wtedy właśnie podjęto decyzję o wydawaniu gazety - tygodnika, któremu nadano tytuł "Wałbrzych". Wydawcą miał być Wydział Kultury wałbrzyskiego magistratu. Pierwszy numer "Wałbrzycha" ukazał się 16 stycznia 1947 roku. Pismo od razu próbowało włączyć się nie tylko w społeczno-kulturalny nurt życia miasta, ale nawet kraju, prowadząc polemiki na swoich łamach z największymi publicystami i literatami tamtych czasów. Dlatego niemal z żalem stwierdza Jarosław Haak: "Tak znakomicie zapowiadające się pismo, które miało również swoich stałych prenumeratorów w Polsce centralnej, nie znalazło jednak dość możnego mecenasa i po wydaniu 28 numerów zostało zlikwidowane."(7) Marek Malinowski do podanej liczby wydań "Wałbrzycha" dodaje jeszcze jeden, który 3 sierpnia 1947 roku ukazał się pod nazwą "Wałbrzych. Tygodnik Śląski".(8) Tak czy inaczej, Wałbrzych na siedem lat znalazł się na peryferiach wydawniczych Dolnego Śląska. W niewielkim stopniu tę lukę wypełniały wspomniane wcześniej mutacje dolnośląskich dzienników i w jeszcze mniejszym gazety zakładowe, które w tym czasie zaczęły wydawać, czy to w formie drukowanej, czy ściennej największe zakłady. Dopiero powstanie w 1954 roku "Trybuny Wałbrzyskiej" wyraźnie ten obraz zmieniło.
Historia "Trybuny Wałbrzyskiej" do roku 1980
Historia prasy wałbrzyskiej od 1954 roku do 1980 to niemal wyłącznie historia działalności na rynku prasy jedynego tytuły lokalnego - "Trybuny Wałbrzyskiej". Tygodnik powstał na fali rozwoju pism powiatowych w połowie lat 50. Bezpośrednio zaś przyzwoleniem, czy nawet dyrektywą do powstania "Trybuny Wałbrzyskiej" były uchwały II Zjazdu PZPR, w których w ślad za doświadczeniami radzieckimi postulowano rozwój lokalnej prasy powiatowej. Tylko w roku powołania nowego wałbrzyskiego tygodnika powstało 86 jemu podobnych pism powiatowych w całej Polsce. Do początków lat dziewięćdziesiątych "Trybuna Wałbrzyska" była jedynym tytułem, który pozostał na rynku, ukazując się nieprzerwanie (za wyjątkiem tylko kilkumiesięcznej przerwy po wprowadzeniu stanu wojennego) do 1993 roku, czyli niemal dokładnie 40 lat. Jednak dla wielu redaktorów, twórców "Trybuny Wałbrzyskiej", kontynuatorem ich działa jest ukazujący się od 1993 roku, niejako "w zamian" "Trybuny" "Tygodnik Wałbrzyski". Stąd płynące z tych środowisk głosy, by w roku 2004 obwieścić 50. lecie "Trybuny Wałbrzyskiej", jakkolwiek z punktu widzenia formalnego by to wyglądało.
Jak wspomniano, "Trybuna Wałbrzyska" powstała na fali tworzących się w całym kraju "powiatówek" i za takie pismo chce je uważać w 1979 roku Marek Malinowski (9), mimo że Wałbrzych od 1975 roku stał się stolicą województwa, więc w sposób naturalny, o czym później, tygodnik urósł do rangi wojewódzkiego. Perspektywa jego widzenia okazała się być trafna nie tylko dlatego, że "Trybuna Wałbrzyska" nigdy do końca nie zawładnęła całym województwem, szczególnie Ziemią Kłodzką, ale też dlatego, że w dwadzieścia lat później, w 1999 roku miasto przestało być wojewódzkim i na powrót stało się powiatem.
Oprócz "Trybuny Wałbrzyskiej" na terenie byłego województwa wałbrzyskiego powstało siedem innych "powiatówek" w Dzierżoniowie, Nowej Rudzie, Bystrzycy Kłodzkiej, Kłodzku dwie, Świdnicy oraz ukazujący się tylko przez rok "Głos Powiatu Wałbrzyskiego".
Pierwszy numer powiatowego tygodnika wydawanego w Wałbrzychu nosił jednak nazwę nieco odmienną od później na stałe obowiązującej - "Wałbrzyska Trybuna" i ukazał się 28 września 1954 roku. Pod winietą znalazła się informacja, że gazeta jest organem Komitetu Miejskiego PZPR. Numer ukazał się w nakładzie 10 tys. egzemplarzy i kosztował 25 groszy. Szybko obniżono cenę do 20 groszy, kiedy okazało się, że zwroty gazety są zbyt duże. Gazeta była drukowana do lipca 1960 roku w Wałbrzyskiej Drukarni Akcydensowej, później po przejęciu przez RSW "Prasa" druk przeniesiono do Prasowych Zakładów Graficznych we Wrocławiu. Właśnie przejęcie tygodnika przez RSW oraz wcześniejsze zmiany po odwilży roku 1956, kiedy to gazeta starała się wyraźnie wyjść poza agitacyjno-partyjny tylko charakter, uchroniły "Trybunę Wałbrzyską" przed likwidacją. Taki los spotkał większość "powiatówek" powstałych w 1954 roku. Zaś "Trybuna Wałbrzyska" pozostała jedyną z powstałych wtedy gazet ukazującą się aż do początku lat dziewięćdziesiątych. W tamtych czasach dniem wydawniczym gazety był czwartek. W 1968 roku dzień wydawniczy zmieniono na wtorek i tak już pozostało do samego końca istnienia "Trybuny". Dniem wydawniczym "Tygodnika Wałbrzyskiego" jest także wtorek, co jest jednym z wielu pośrednich dowodów na to, że ten właśnie tygodnik przejął kilkudziesięcioletnią tradycję prasy lokalnej w Wałbrzychu.
W następnych latach od początkowych 10 tysięcy nakład "Trybuny Wałbrzyskiej" systematycznie wzrastał, co wynikało z uprzywilejowanej pozycji partyjnego organu, ale też z faktu, że gazeta rzeczywiście zaczęła być dostrzegana i coraz chętniej kupowana przez mieszkańców powiatu, a później także województwa.
Za mrzonki należy przyjąć, że zwroty, jakie osiągała "Trybuna Wałbrzyska" osiągały tak niski poziom. Na absurd zakrawa wyliczenie poziomu zwrotów w wysokości 0,02% z blisko 45. tysięcznego nakładu.
Sprawą znamienną jest, co obrazuje tabela, że wraz z uzyskaniem przez Wałbrzych statusu stolicy województwa, "Trybuna Wałbrzyska" mimo rozszerzenia kolportażu na cały teren województwa nie odnotowała znaczącego przyrostu sprzedaży i nakładu. Pamiętać jednak trzeba, że o nakładzie gazet decydowały wtedy limity przydziału papieru, a nie popyt na konkretny tytuł. Rozdzielnictwo papieru gazetowego było jedną z form kontroli nad prasą przez władze polityczne kraju.
Z biegiem lat "Trybuna Wałbrzyska" zwiększała nie tylko swoją objętość, ale zmieniała nieco też swoją zawartość. Numer pierwszy (jeszcze jako "Wałbrzyska Trybuna") miał objętość tylko 4 stron formatu B3. Już następne wydania miały podwojoną objętość. Praktycznie, poza wydaniami specjalnymi, magazynowymi czy też z dołączonymi wkładkami, ośmiostronicową objętość utrzymywano do końca lat osiemdziesiątych, kiedy to zmienił właściciel tytułu i jej format.
"Trybuna Wałbrzyska" zaczęła też wydawać jako wkładkę dodatek kulturalny "Odłogi". Wydawano też "Biblioteczkę Trybuny Wałbrzyskiej", gdzie publikowali naukowcy zajmujący się głównie sprawami górnictwa oraz historią Wałbrzycha. Tygodnik stał się też animatorem wielu wydarzeń kulturalnych, współuczestnicząc w organizacji dorocznych, ogólnopolskich konkursów poetycki i plastycznych "O Lampkę Górniczą".
"Jeśli chodzi o zespół redakcyjny to nigdy nie był on liczny. Bywały czasy, że tygodnik opierać się musiał przede wszystkim na współpracownikach"(10), pisał 25 lat temu Marek Malinowski. Później jednak w redakcji pojawili się absolwenci studiów dziennikarskich, a zespół ustabilizował się. Zmienił się też charakter pisma z informacyjno-publicystycznego na publicystyczny. Do końca lat siedemdziesiątych nakład "Trybuny Wałbrzyskiej" utrzymywał się na poziomie 55 tys.
Wydarzenia roku 1980 przyniosły zmiany nie tylko w samej "Trybunie Wałbrzyskiej", ale też, choć na krótko, w życiu wydawniczym regionu w ogóle.
Czas przemian
Truizmem jest stwierdzenie, że po ogólnonarodowym "Solidarnościowym" zrywie roku 80 nic już nie mogło zostać takie samo. Bezpośrednio dotyczy to prasy w całym kraju, w tym także w regionie wałbrzyskim.
W 1981 roku "Solidarność" wywalczyła zgodę na oficjalne wydawanie jednego pisma ogólnopolskiego i sześciu w terenie. Jednym z nich było "Niezależne Słowo-Solidarność" wydawane w Wałbrzychu, którego szefem był Antoni Matuszkiewicz. Chociaż gazeta była drukowana w nakładzie 40 tys. egzemplarzy nie trafiła do kolportażu poprzez Ruch, miała bowiem dopisek "do użytku wewnętrznego". "Niezależne Słowo" kolportowano więc poprzez struktury związku. Tym niemniej w Wałbrzychu, obok wielu publikacji o charakterze biuletynów, pojawiła się regularnie ukazująca się wysokonakładowa gazeta, która nie tylko wzbogaciła ubogi rynek prasowy, ale wymusiła też zmiany w "Trybunie Wałbrzyskiej".
Wydawanie "Niezależnego Słowa" przerwało wprowadzenie stanu wojennego. Pismo ukazywało się jeszcze nieregularnie, jako gazeta konspiracyjna. Pod tym samym tytułem zostało reaktywowane jesienią 1989 roku pod kierunkiem Mirosława Sośnickiego, ale już wiosną następnego roku z przyczyn ekonomicznych zostało zlikwidowane.
Przez cały okres lat osiemdziesiątych w Wałbrzychu i większych miastach województwa, jak w całym kraju, sporadycznie, nieregularnie lub okazjonalnie ukazywały się gazety drugiego obiegu. Były to nie tylko pisma dawnych struktur związku w poszczególnych miastach czy zakładach, ale nawet pisma wałbrzyskich licealistów, jak choćby "Biuletyn Szkolny SB". Do Wałbrzycha docierało też wiele wydawnictw drugiego obiegu z Wrocławia.
Sama zaś "Trybuna Wałbrzyska" po bardzo krótkim okresie zawieszenia wydawania po wprowadzeniu stanu wojennego, zaczęła się ukazywać w lutym 1982 roku. Zmieniło się też nieco oblicze tygodnika. Nie była to już tylko i wyłącznie bezkrytyczna tuba aparatu partyjnego. Redakcja starała się w większym stopniu docierać do tematów rzeczywiście bliskich mieszkańcom regionu. To w połączeniu z brakiem oficjalnej konkurencji umożliwiło tygodnikowi odbudowę nakładu po kilkunastu miesiącach dużego załamania.(11) Jednakże redakcja borykała się w tamtych czasach z coraz większymi trudnościami materialnymi. Wybawieniem dla "Trybuny Wałbrzyskiej" okazał się być początek likwidacji RSW P-K-R. Rok 1989 był przełomowy nie tylko dla "Trybuny Wałbrzyskiej", ale też dla lokalnego i ogólnopolskiego rynku prasy. Po pierwsze i przede wszystkim, rynek ten powstał.
Wspomniano już, że na krótko udało się reaktywować w 1989 roku "Niezależne Słowo". Jednakże pismo padło. Niedługo potem ten sam redaktor, Mirosław Sośnicki staje na czele "Kuriera Wałbrzyskiego", który ukazywał się od czerwca do końca sierpnia 1991 roku. Podobnie jak wcześniejsze wydawnictwo, tak "Kurier" padł z przyczyn ekonomicznych. Na rynku pojawiła się też mutacja "Wieczoru Wrocławia", "Ekspres Sudecki", ale i to przedsięwzięcie z przyczyn ekonomicznych miało krótki żywot. Zapewne podobny los spotkałby "Trybunę Wałbrzyską", pozostającą pod względem edytorskim w minionej epoce i tracąc czytelników, gdyby nie możliwość sprzedaży i prywatyzacji gazety. Po tytuł sięgnął bardzo rzutki i robiący błyskawiczną karierę finansową najpierw w Kotlinie Kłodzkiej, a później w całym kraju Leszek Bubel.
"Trybuna Wałbrzyska" została wykupiona od likwidatora RSW przez należącą do Leszka Bubla spółkę "Bubel" w 1991 roku. Później jeszcze tygodnik został "przekazany" innej kontrolowanej przez Bubla (wtedy już posła RP) spółki "Zamek". Za sprawą sprywatyzowania tytułu, możliwa była jego odnowa pod każdym niemal względem: technicznym, edytorskim, drukarskim wreszcie redakcyjnym. Redaktorem naczelnym "Trybuny Wałbrzyskiej" w tamtych czasach był Zbigniew Zalewski, wcześniej już pracujący przez kilka lat w tygodniku. Redakcja została wyposażona w sprzęt komputerowy. Skład gazety odbywał się odtąd w redakcji, także komputerowo przez etatowych grafików komputerowych. Na miejscu też przy użyciu laserowej drukarki drukowano gotowe strony na kalki, które to przekazywano do drukarni. Drukarnie zresztą nowy wydawca też zmienił. Druk został przeniesiony do nowocześniejszej od Wrocławskich Zakładów Graficznych drukarni.
Wraz ze zmianą drukarni zmienił się format gazety. Na zawsze już znikła wielka płachta "Trybuny" formatu B3. Odnowiony tygodnik miał format zbliżony do formatu A3. Pojawiła się możliwość drukowania stron w pełni kolorowych, choć przyznać trzeba, że egzemplarze gazety z tego okresu nie osiągały najwyższej jakości, jednak nie odbiegały znacząco od podobnych wydawnictw w kraju, wiele też wyprzedzając. Ze zmniejszeniem formatu, zwiększono jednocześnie objętość gazety początkowo do 16 stron, później do 24, 32 a okazjonalnie nawet do 40 oraz 48 kolumn. "Trybuna Wałbrzyska" w krótkim czasie stała się gazetą nowoczesną pod wieloma względami. Zmiany techniczne oraz konieczność walki o rynek nie tylko czytelniczy, ale też ogłoszeniowy podniosły poziom merytoryczny tygodnika. Bez wątpienia, mimo tej samej nazwy, była to już zupełnie inna gazeta. Tematyka polityczna była w niej obecna, jak wcześniej, ale w zupełnie innym wymiarze - w takim, w jaki dotyczyła lokalnej społeczności. "Trybuna Wałbrzyska" z gazety partyjnej i publicystycznej stała się tygodnikiem informacyjnym przede wszystkim, choć pozostały elementy publicystyczne, to zostały zepchnięte na dalszy plan. Młodzi redaktorzy, absolwenci studiów humanistycznych chętnie gonili za sensacją, tematami niezwykłymi, które przyciągną czytelnika. Niektórzy z dawnych czytelników gazety mieli za złe zmianę tematyki idącą w tę stronę. Jednakże w tych nowych czasach najbardziej ciążyła nad "Trybuną Wałbrzyską" jej partyjna PZPR-owska przeszłość. Niejednokrotnie jej dziennikarze, jak wynika z bezpośrednich z nimi rozmów, mieli problemy z dotarciem do informacji, jeśli na swój drodze napotykali związkowców, działaczy niedawnej opozycji. Wciąż w oczach wielu była to "czerwona gazeta". Sprawą badaczy socjologów jest ocena tego, w jakim stopniu sentyment za "starą" "Trybuną", a w jakim walka o nowy wizerunek tygodnika przyczyniły się do błyskawicznego sukcesu rynkowego. Gazeta odbudowała pozycję lidera nie tylko na wałbrzyskim lokalnym rynku, ale w całym niemal województwie. Trudno ustalić wiarygodne dane dotyczące nakładu gazety w tamtych czasach, bowiem nikt nawet nie próbował prowadzić takich badań, zaś wydawca nie podawał w stopce nakładu w ogóle. Przychodzi więc przyjąć nam tylko informacje podawane przez byłych dziennikarzy "Trybuny Wałbrzyskiej", którzy twierdzą, że do 1993 roku nakład sięgał 25 tysięcy egzemplarzy w wydaniach świątecznych.
Gazeta, według relacji pracowników, finansowana w całości ze sprzedaży i wpływów z ogłoszeń, osiągała dobre wyniki finansowe. Potwierdzeniem tego jest rosnąca z roku na rok ilość stron z ogłoszeniami i reklamami. W niektórych wydaniach było po kilkanaście stron wyłącznie z reklamami. Do tego należy doliczyć reklamy umieszczane na stronach redakcyjnych oraz najdroższe na stronie pierwszej. I nic nie zagrażało tak bardzo stabilności zdobywającej coraz większe zaufanie "Trybunie Wałbrzyskiej" jako pisma niezależnego, jak jej wydawca i właściciel. Leszek Bubel, będąc już posłem RP coraz częściej ingerował dla osobistych politycznych, ale też personalnych celów w treść artykułów. Tak samo szybko jak rosło jego jubilerskie imperium, na przełomie roku 1992 i 1993 zaczęło upadać. Wkrótce Bubel nie był już formalnie właścicielem tytułu, choć nadal go kontrolował. Poczynania właściciela coraz bardziej zagrażały nie tylko wizerunkowi gazety, ale wręcz jej materialnemu bytowi. Stąd pod koniec 1993 roku wśród grupy najstarszych dziennikarzy łącznie z kierownictwem redakcji pojawiła idea znalezienia dla "Trybuny Wałbrzyskiej" nowego właściciela. Jednak Bubel nie chciał sprzedać przynoszącej dochód gazety. Wtedy ta sama grupa osób zadecydowała o powołaniu nowego tygodnika. Nie trzeba dodawać, że wszystko to obywało się w głębokiej tajemnicy przed dotychczasowym właścicielem. Konspiracja była na tyle wielka i udana, że kiedy w grudniu 1993 roku redaktor naczelny nowego już tygodnika - "Tygodnika Wałbrzyskiego" pokazał Bublowi nową gazetę, ten nawet nie zauważył zmiany nazwy gazety. Leszek Bubel jednego dnia pozostał z niczym. Cała redakcja jednego dnia przeniosła się do nowej gazety, choć tak naprawdę nikt niegdzie się nie ruszał, bo siedziba "Tygodnika" początkowo mieściła się w tym samym miejscu, co redakcja "Trybuny".
Oczywiście wszystko formalnie było w porządku. Lokal został przez władze miasta przydzielony nowej spółce Errata, zawiązanej przez grupę dziennikarzy "Trybuny" oraz świdnickiego przedsiębiorcę Jerzego Kubarę. "Przepisane" zostały telefony - numery telefoniczne do "Trybuny" i "Tygodnika" były identyczne. Nawet nie zmieniono drukarni. Prezes nowej spółki, poprzednio redaktor naczelny "Trybuny Wałbrzyskiej", Zbigniew Zalewski przyjął do pracy w nowej redakcji wszystkich pracowników związanych z wydawaniem "Trybuny". Dla Leszka Bubla była to chwila dramatyczna i katastrofalna. Nadal był właścicielem tytułu "Trybuna Wałbrzyska" (i jest nim bodaj do dzisiaj), jednakże wśród byłych swoich pracowników redakcji nie znalazłby ani jednego, który by zechciał wspólnie z nim wydawać stary tytuł. Tym bardziej, że jego uruchomienie wiązać się musiało z pozyskaniem lokalu, nowym wyposażeniem, wreszcie zatrudnieniem dziennikarzy, pracowników administracji i akwizytorów reklam.
"Byliśmy przygotowani na to, że w krótkim czasie Bubel będzie starał się uruchomić tytuł. Byliśmy przygotowani na walkę o nasz nowy tytuł z naszą starą "Trybuną Wałbrzyską", wspomina Andrzej Rąkowski, obecnie redaktor naczelny "Tygodnika Wałbrzyskiego, a wtedy jeden ze współzałożycieli "Tygodnika Wałbrzyskiego" i jeden z ówczesnych udziałowców spółki Errata. Jednakże nic takiego się nie stało. Bubel "Trybuny Wałbrzyskiej" już nie reaktywował, a całą spuściznę po nim przejął "Tygodnik Wałbrzyski", do dziś i tak w Wałbrzychu przez wielu nazywany "Trybuną".
Dzieje "Tygodnika Wałbrzyskiego" od powstania po dzień dzisiejszy
Na wstępie tej części pracy, zastrzec trzeba, że większość informacji zawartych poniżej została uzyskana przez autora, z braku innych źródeł dokumentarnych, od dwóch szczególnie redaktorów "Tygodnika Wałbrzyskiego": Andrzeja Rąkowskiego, obecnego redaktora naczelnego gazety i jednocześnie współudziałowca spółki wydającej gazetę - Errata - oraz od Krzysztofa Buziałkowskiego, obecnego sekretarza redakcji, będącego również świadkiem tworzenia się gazety. Obaj nieprzerwanie pracują w "Tygodniku Wałbrzyskim" od dziesięciu lat, a wcześniej przez kilka lat byli dziennikarzami "Trybuny Wałbrzyskiej".
"Tygodnik" czyli "Trybuna"
Al Ries i Laura Ries w "22 niezmiennych prawach zarządzania marką", formułując "prawo ciągłości" w odniesieniu do danej marki, piszą: "Gdy rynek zaczyna zbaczać z przyjętego przez ciebie kursu, masz do wyboru dwa wyjścia. Możesz podążyć za nową modą i w rezultacie zmarnować markę. Albo obstawać przy swoim z nadzieją, że po okresowym zachwianiu wszystko tak jak wańka-wstańka, wróci na swoje miejsce. Z naszego doświadczenia wynika, że to drugie rozwiązanie jest zdecydowanie lepsze." (12)
Kończąc poprzedni rozdział, napisano, że mimo ukazania się nowego tytułu, który wszakże zastępował w intencjach wydawców zawieszoną "Trybunę Wałbrzyską", część czytelników, sprzedawców w kioskach do używało i używa nadal w odniesieniu do "Tygodnika Wałbrzyskiego" nazwy "Trybuna", w domyśle "Wałbrzyska". Można być pewnym tego, że jeśli w którymś z wałbrzyskich kiosków prosimy sprzedawcę, szczególnie starszego o "Trybunę", dostaniemy najnowszy numer "Tygodnika Wałbrzyskiego". I sprzedawcę, i kupującego nie zastanawia to, że właściwie jeden prosi o coś, czego nie ma, a ten drugi daje klientowi coś innego, niż sobie zażyczył. Sprzeczności w tym nie ma. Oni się rozumieją. To potwierdza w zdecydowanym stopniu prawo ciągłości marki. Z drugiej zaś strony doszło do rzadko spotykanego przeniesienia stosunku klienta do marki z jednego produktu na inny.
Nowym wydawcom "Tygodnika Wałbrzyskiego" właśnie o to chodziło. Od samego początku dążyli do tego, by podobnie, jak właściciel "Trybuny Wałbrzyskiej", czytelnik nie zauważył, że cokolwiek się zmieniło. "Tygodnik Wałbrzyski" budowany był na rynkowej marce "Trybuny Wałbrzyskiej". Odbiorca nadal tego samego dnia wydawniczego, we wtorek otrzymywał gazetę, tej samej jakości, pisaną przez tych samych dziennikarzy, mającą nawet siedzibę w tym samym miejscu. Do redakcji można było zadzwonić pod ten sam numer telefonu, co kiedyś do "Trybuny". Na dobrą sprawę nowa gazeta na rynku prasowym Wałbrzycha różniła się tylko od "Trybuny Wałbrzyskiej" tym tylko, że z winiety i z nazwy znikło jedno słowo, a właściwie zostało zastąpione słowo "Trybuna" słowem "Tygodnik". I rzeczywiście było to zastąpienie jednego tytułu innym. Zespół i szefowie spółki Errata nie chcieli nowym tytułem walczyć o rynek, ale jeden tytuł zastąpić drugim. I to się udało.
Zmianę tę ze spokojem przyjęli zarówno czytelnicy, jak ogłoszeniodawcy, co miało kapitalne znaczenie dla rozwoju i w ogóle istnienia tytułu. Ważne jest i to, że cała "operacja" wydania nowego tytułu i faktycznego zawieszenia "Trybuny Wałbrzyskiej" odbyła się tuż przed świętami Bożego Narodzenia 1993 roku. Gdyby nawet właściciel praw do tytułu "Trybuna Wałbrzyska" próbował kontynuować wydawanie tygodnika pod tą nazwą, napotkałby na duże trudności, by w następnym tygodniu wydać kolejny numer "Trybuny". Wydawcy nie ukrywali przed czytelnikami tego, co się stało. Ale dopiero w drugim numerze informowali o tym w artykule wstępnym. Czytelnik wiedział, że dostaje gazetę pod inną nazwą, ale będącą w istocie kontynuacją "starej" gazety.
Wszystkie te zmiany doprowadziły do tego, że Leszek Bubel pozwał przed sąd organizatorów nowego pisma. Wszystkie sprawy zakończyły się umorzeniem postępowań. Prawdopodobnie do dzisiaj Leszek Bubel ma prawo do tytułu "Trybuna Wałbrzyska". Kilkakrotnie w ciągu następnych lat pojawiały się pogłoski o próbach reaktywowania "Trybuny Wałbrzyskiej". Albo takich prób nie było, albo też zakończyły się niepowodzeniem już na etapie przygotowania.
Bardzo ważne dla rozwoju nowego tytułu było i to, że w tamtym czasie na rynku wałbrzyskim nie ukazywał się żaden konkurencyjny tygodnik, zaś działające od lat na tym terenie dzienniki wydawane we Wrocławiu, "Słowo Polskie" oraz "Gazeta Robotnicza", przemianowana po zmianach właścicielskich na "Gazetę Wrocławską", przeżywały trudny okres związany z próbą odbudowania nakładów, które znacznie spadły po 1989 roku. Oba dzienniki nie miały jeszcze tak silnych jak teraz oddziałów w Wałbrzychu i swoje działania kierowały raczej na konkurencję między sobą (głównie na wrocławskim rynku) niż z "Tygodnikiem Wałbrzyskim".
Zewnętrznym przejawem zmian jakie zaszły w wałbrzyskim lokalnym tygodniku, ale też podkreśleniem ciągłości i tradycji, jest stosowane od pierwszego numeru do dzisiaj podwójnej numeracji kolejnych wydań "Tygodnika Wałbrzyskiego". Pierwszy numer to numer wydania "Tygodnika Wałbrzyskiego", drugi, zaraz obok, to numer kolejnego wydania "Trybuny Wałbrzyskiej", naturalnie gdyby takowa istniała. Jest to być może działanie na wyrost, nawet nie w pełni prawomocne, ma jednak znaczenie nie tylko symboliczne. W ten sposób zarówno zespół redakcyjny, jak wydawca utożsamiają się, można by rzec, na oczach czytelników, z tradycją "Trybuny Wałbrzyskiej".
Sukces "Tygodnika Wałbrzyskiego"
Wszystkie wymienione wyżej okoliczności wpłynęły bez wątpienia na to, że "Tygodnik Wałbrzyski" niemal bez trudu osiągnął nakład i sprzedaż "Trybuny Wałbrzyskiej". Według Rąkowskiego, początkowo nakład oscylował wokół 25 tysięcy egzemplarzy. Jednakże wzrosła liczba zwrotów, czy może raczej urzeczywistniła się w stosunku do tego, co podawały źródła w odniesieniu do "Trybuny Wałbrzyskiej". Zwroty najczęściej sięgały kilkunastu procent, a nawet ponad dwadzieścia. Z czasem jednak, jak przyznają obecni redaktorzy "Tygodnika", nakład zaczął spadać, by u schyłku lat dziewięćdziesiątych osiągnąć poziom kilkunastu tysięcy, a później jeszcze, około roku 2000 spaść do dziesięciu tysięcy drukowanych egzemplarzy.
Jak wspomniano wcześniej, ani "Tygodnik Wałbrzyski", ani wyspecjalizowane instytucje i firmy nie prowadziły badań dotyczących nakładów i sprzedaży lokalnych tygodników. (Badania takie są prowadzone tylko w odniesieniu do dzienników ukazujących się w regionie wałbrzyskim, jak "Słowo Polskie", "Gazeta Wrocławska" oraz dolnośląskie wydanie "Gazety Wyborczej".) Tak więc jedynym źródłem, z jakiego można czerpać tego rodzaju dane, są informacje przekazywane przez redaktorów "Tygodnika Wałbrzyskiego", nie dokumentowane jednak w żaden sposób. Tym niemniej należy uznać, niezależnie od wielkości druku i sprzedaży, że "Tygodnik Wałbrzyski" szybko piął się w górę. Świadczy o tym zwiększająca się objętość gazety, która w połowie lat dziewięćdziesiątych regularnie ukazywała się w objętości 32-40 kolumn formatu zbliżonego do A3. Okazjonalnie, szczególnie w tak zwanych "wydaniach świątecznych" objętość zwiększano do 48 kolumn. Od końca lat dziewięćdziesiątych 40 kolumnowy tygodnik był normą, wyjąwszy okres dwóch miesięcy lata (lipca i sierpnia), kiedy to objętość spadała do 32 kolumn. Niezmiennie też około jednej trzeciej stron było drukowanych w pełnym kolorze, na pozostałych zaś stronach używano jednego dodatkowego koloru. Najczęściej był to i jest kolor czerwony.
Ale samo wprowadzenie na rynek nowego tytułu, nawet życzliwie przyjętego przez czytelników nie mogło gwarantować ani sukcesu, ani egzystencji, o czym przekonuje choćby próba reaktywacji w 1989 roku "Niezależnego Słowa", czy też powołanie nowego tytułu "Kuriera Wałbrzyskiego". Mimo że oba pisma związane były ze środowiskiem opozycji, w Wałbrzychu, o którym, nie bez powodu, mówiono, "Czerwony Wałbrzych" działały tylko po kilka miesięcy. Padły z braku pieniędzy na dalszą działalność, czyli po prostu z braku ogłoszeń. A wszystko to działo się w czasie, kiedy w całej Polsce, w Polsce powiatowej i małomiasteczkowej powstawały setki, a nawet liczone już teraz w tysiącach nowe lokalne tytuły. Jedne padły, inne działają do dzisiaj.
Ten wylew gazet lokalnych to zupełnie nowa jakość na rodzimym rynku prasowym. Zaspokajają one do dzisiaj wielką potrzebę społeczności lokalnych utożsamiania się ze swoim regionem, potrzebę lokalnej informacji. Jednakże czytelnik wałbrzyski już "swoją" gazetę miał od lat, choć wielu od niej odwróciło się po przemianach ustrojowych, to jednak i "Trybuna Wałbrzyska", i w jej "zastępstwie" niejako "Tygodnik Wałbrzyski" swoje wysokie pozycje utrzymały. Już od pierwszego wydania znaczną część "Tygodnika Wałbrzyskiego" wypełniały reklamy. Do dzisiaj stanowią one około 30% całej objętości gazety, licząc w tym reklamy umieszczane na stronach redakcyjnych. Z czasem w "Tygodniku" zaczęły pojawiać się nieregularnie wkładki reklamowe o objętości 4, 8, a nawet 16 stron. Najczęściej miało to związek z odbywającymi się targami branżowymi, jak w przypadku wkładki reklamowej związanej z odbywającymi się Wałbrzychu przez kilka lat targami kamieniarskimi. Zapewne tego rodzaju dodatki nie stanowiły o atrakcyjności pisma dla czytelników, ale miały wpływ na kondycję finansową spółki. Na pewno gazeta zyskała na atrakcyjności, kiedy w grudniu 1995 roku po raz pierwszy do gazety dołączono osobną, kilkunastostronicową wkładkę telewizyjną w formacie A4 i w pełni kolorową, dostarczaną przez wyspecjalizowaną w tego rodzaju wydawnictwach warszawską spółkę A-Press. Wkładka ta do dzisiaj jest nieodłączną częścią "Tygodnika".
W tym też okresie trwały poszukiwania nowej drukarni dla gazety. Dotychczasowa, dysponująca wysłużonymi maszynami przestała spełniać wymagania wydawcy, jednocześnie oferowała wyższe od konkurencji koszty druku. Przez kilka lat "Tygodnik" drukowany był w Opolu w nowo powstałej drukarni prasowej Rola-Press. Później druk znowu przeniesiono do Wrocławia wraz z uruchomieniem przez wydawcę "Słowa Polskiego" (do niedawna skandynawski koncern Orkla) nowej drukarni. Były jeszcze zmiany kolejne i przeprowadzka do następnej nowej drukarni, tym razem wybudowanej przez Polskapresse, wydającej na Dolnym Śląsku między innymi "Gazetę Wrocławską". Przed kilkoma miesiącami druk "Tygodnika" powrócił do drukarni Dolnośląskiego Wydawnictwa Prasowego, czyli do drukarni "Słowa Polskiego".
Na przełomie roku 1995 i 1996 redakcja "Tygodnika Wałbrzyskiego" przeniosła się do nowej, bardzo obszernej siedziby przy ulicy Sienkiewicza w centrum Wałbrzycha. Do dzisiaj zajmuje tam całe piętro dużej kamienicy. Jednakże już niebawem można spodziewać się kolejnej przeprowadzki do nowej siedziby przy tej samej ulicy, jednak już do kamienicy, która jest własnością spółki Errata, przekształconej kilka lat wcześniej w spółkę akcyjną oraz w zakład pracy chronionej, co wydawcy przynosiło dodatkowe korzyści. Przekształcenie spółki, jak mówi główny dzisiaj akcjonariusz Erraty i jej prezes, Jerzy Kubara miało na celu przygotowanie firmy do wejścia na giełdę. Taki sam cel miało też uruchomienie w 1996 roku Studia Produkcji Telewizyjnej "Errata", które znajdowało się po sąsiedzku z redakcją gazety. Studio miało produkować i produkowało do 2000 roku materiały dla lokalnych sieci kablowych. Jednak przedsięwzięcie upadło przynosząc spółce coraz większe straty. Inną próbą rozwoju spółki, jako lokalnego koncernu medialnego były prowadzone w 1996 roku rozmowy nad wykupieniem udziałów w przeżywającej problemy finansowe spółce mającej koncesję na nadawanie audycji radiowych na teren Wałbrzycha. Ostatecznie nie doszło do przejęcia "Radia Wałbrzych". Jednak wszystkie te poczynania świadczą o tym, że sytuacja finansowa spółki w omawianym okresie była więcej niż dobra, skoro próbowano rozwijać w jej ramach kosztowne media elektroniczne, co po części się udało.
Lata ostatnie
Jak przyznaje w rozmowie z autorem redaktor naczelny "Tygodnika Wałbrzyskiego", Andrzej Rąkowski ostatnie cztery lata przyniosły spadek nakładu i sprzedaży gazety. Według podawanych przez niego danych, nakład tygodnika po powolnym, aczkolwiek systematycznym spadku, ustabilizował się na poziomie około 10 tysięcy egzemplarzy, przy 20% zwrotach. Rzeczywista sprzedaż sięga więc około 8 tysięcy. Rąkowski widzi kilka przyczyn tego stanu rzeczy.
W 1999 Wałbrzych utracił status miasta wojewódzkiego. Pośrednio znaczyło to obniżenie statusu i prestiżu tygodnika. Z gazety wojewódzkiej stała się powiatową i jej siła oddziaływania w naturalny sposób zmalała. W tym samym też czasie główny akcjonariusz spółki Errata SA, który jest także właścicielem ukazujących się w odległej o 20 km od Wałbrzycha Świdnicy "Wiadomości Świdnickich", zadecydował o ograniczeniu obszaru kolportażu gazety do granic powiatu wałbrzyskiego. Trzeba zaznaczyć, że teren byłego województwa wałbrzyskiego zamieszkuje ponad 700 tysięcy ludzi, zaś teren powiatu wałbrzyskiego niewiele ponad 200 tysięcy, z czego około 140 w samym Wałbrzychu. Decyzja ta oznaczała więc znaczne ograniczenie rynku i liczby potencjalnych czytelników a także ogłoszeniodawców. "Tygodnik Wałbrzyski" zniknął więc nie tylko ze Świdnicy, ale też z Kłodzka - dwóch największych po Wałbrzychu miast byłego województwa. Zniknął też z Dzierżoniowa i całego powiatu dzierżoniowskiego. Tam jednak spółka Errata SA rozpoczęła wydawanie nowego tytułu "Wiadomości Dzierżoniowskich", których obecny nakład sięga 2300 egzemplarzy.
Jednocześnie też w 1998 roku przybył "Tygodnikowi" konkurent na lokalnym rynku - "Nowe Wiadomości Wałbrzyskie" wydawane przez spółkę o tej samej nazwie. Nowemu tytułowi udało się wedrzeć na coraz biedniejszy wałbrzyski rynek. Tygodnikowi temu, którego dzień wydawniczy ustalono na poniedziałek nie udało się przebić pozycji "Tygodnika Wałbrzyskiego", jednak bez wątpienia odebrał wielu czytelników i pozbawił luksusu braku konkurencji wśród tygodników. W ostatnich latach rosła też pozycja, wydawanych we Wrocławiu, ale mających już silne lokalne redakcje dwóch dzienników, "Słowa Polskiego" i "Gazety Wrocławskiej", które wydają mutacje na teren byłego województwa. "Słowo Polskie" zaś latem tego roku reaktywowało "Słowo Wałbrzyskie", które jako magazyn o objętości 12 kolumn ukazuje się w piątki wraz z dolnośląskim magazynem "Słowa".
Najważniejszym jednak powodem, dla którego spadł nakład nie tylko "Tygodnika Wałbrzyskiego", ale też wspomnianych powyżej tytułów jest gwałtowne i wciąż postępujące ubożenie społeczeństwa wałbrzyskiego. Potężnym ciosem dla mieszkańców nie tylko Wałbrzycha, ale też okolicznych miejscowości była likwidacja Dolnośląskiego Zagłębia Węglowego, która rozpoczęła się już w 1990 roku. W kilka lat pracę w górnictwie i firmach z nim związanych straciło ponad 20 tysięcy ludzi. Nie lepiej działo się z zakładami innych branży, które będąc zapóźnione technologicznie nie utrzymały się rynku. Bezrobocie w Wałbrzychu przekroczyło 20%, a w powiecie wałbrzyskim sięgnęło 30%. Trudno, by w tej sytuacji zwiększały się nakłady gazet, by rozwijał się rynek ogłoszeń i reklam. Pomimo tego do końca lat dziewięćdziesiątych udawało się utrzymywać stosunkowo wysoki nakład "Tygodnika" sięgający kilkunastu tysięcy. Kolejnym ciosem dla gazety okazało się załamanie gospodarcze schyłku poprzedniej dekady. Jak mówi Rąkowski, najpierw dało się to odczuć w spadku liczby ogłoszeń, a później także w sprzedaży. W 2000 drukowano około 10 tysięcy "Tygodnika". Mimo tych trudności, jak zapewnia prezes Erraty, Jerzy Kubara, tytuł jest dochodowy a wydawcę stać na prowadzenie kosztownego remontu kamienicy, do której już pod koniec 2003 roku ma być przeniesiona redakcja gazety i siedziba spółki.
Jednakże "Tygodnik Wałbrzyski" stoi przed trudnym i ważnym dla swojej przyszłości okresem. Konkurencja na lokalnym rynku staje się coraz ostrzejsza a podejmowane środki bardziej niż wcześniej bezpardonowe. Niedługo też należy spodziewać się znaczących zmian na mapie wydawniczej regionu wałbrzyskiego. Ale o tym szerzej w rozdziale ostatnim.
Zespół "Tygodnika Wałbrzyskiego"
Dotąd świadomie pomijano informacje dotyczące kształtu i składu zespołu redakcyjnego. Autor uznał, że należna jest temu osobna część w tym rozdziale monografii.
Zespół "Tygodnika Wałbrzyskiego" podlegał przez dziesięć lat niewielkim zmianom. Być może w części jest to wynikiem tego, że jego trzon i kierownictwo stanowili i stanowią do dzisiaj współzałożyciele "Tygodnika", a przede wszystkim spółki wydającej tytuł, Erraty. Pięcioro byłych redaktorów "Trybuny Wałbrzyskiej" w 1993 roku zakłada wespół z Jerzym Kubarą, świdnickim przedsiębiorcą spółkę z o.o. Errata. Był wśród nich Zbigniew Zalewski, ostatni redaktor naczelny "Trybuny Wałbrzyskiej" i pierwszy "Tygodnika Wałbrzyskiego". Zalewski był też prezesem spółki. Wśród udziałowców spółki znaleźli się także Bogdan Skiba (zastępca redaktora naczelnego "Trybuny") oraz Iwona Bucka ( w "Trybunie" sekretarz redakcji). W "Tygodniku Wałbrzyskim zachowali swoje funkcje z poprzedniej redakcji. Ponadto do spółki weszło dwoje najbardziej wtedy doświadczonych etatowych dziennikarzy "Trybuny Wałbrzyskiej", Krystyna Smerd oraz Andrzej Rąkowski. Do dzisiaj akcje przekształconej już spółki zachowała tylko Krystyna Smerd oraz Teresa Zalewska, która objęła część udziałów po śmierci męża.
Zbigniew Zalewski, będąc wcześniej, jak już wspomniano redaktorem naczelnym "Trybuny Wałbrzyskiej" był inicjatorem powołania nowej spółki i wydawania nowego tytułu. Został też redaktorem naczelnym "Tygodnika Wałbrzyskiego". To za jego czasów redakcja i spółka prężnie się rozwijały. Zbigniew Zalewski umarł latem 1996 roku, doznając udaru mózgu na festynie, który organizował "Tygodnik Wałbrzyski". Jego funkcję objął dotychczasowy zastępca, Bogdan Skiba.
Do dzisiaj w redakcji, spośród osób, które były obecne przy narodzinach "Tygodnika" pracuje Krystyna Smerd, Teresa Zalewska, Krzysztof Buziałkowski (obecnie sekretarz redakcji), Andrzej Rąkowski - redaktor naczelny i Bogdan Skiba. Z zespołu i ze spółki wystąpiła w 2000 roku Iwona Bucka, która wkrótce po tym zaczęła wydawanie własnego tygodnika pod nazwą "Nowa Wałbrzyska" - "Pismo dla całej rodziny", jak można przeczytać w podtytule. Rok później Bucka sprzedała tytuł, który już zdążył okrzepnąć na wałbrzyskim rynku, będąc trzecim lokalnym tygodnikiem. Nowym właścicielem tygodnika została spółka medialna 4Media, która w szybkim czasie doprowadziła tytuł do upadku. Ostatni numer ukazującego się w końcowym okresie nieregularnie tygodnika trafił do kolportaż wczesną jesienią 2002 roku. Iwona Bucka już nie powróciła do "Tygodnika Wałbrzyskiego".
Od kilku lat etatowym członkiem zespołu jest Elżbieta Gargała. Wraz z likwidacją "Trybuny Wałbrzyskiej" do nowego tygodnika przeszedł i pracuje w nim do dzisiaj fotoreporter Ryszard Wyszyński. Z "Trybuny" do "Tygodnika" przeniósł się także Dariusz Stachurski, najpierw akwizytor reklam, obecnie kierownik Biura Reklam i Ogłoszeń "Tygodnika Wałbrzyskiego". Wraz z nim Waldemar Nowak, pracownik tegoż biura. Odszedł zaś z gazety jeden z ostatnich redaktorów naczelnych "Trybuny Wałbrzyskiej", wielokrotnie tu cytowany, jeden z niewielu badaczy i biografów lokalnej prasy, Marek Malinowski. Od kilku lat jest redaktorem naczelnym miesięcznika "Wałbrzyski Informator Kulturalny". Na emeryturę przeszedł już Zbigniew Mosingiewicz, największa bodaj postać całej powojennej wałbrzyskiej prasy. Jeszcze teraz sporadycznie drukuje w "Tygodniku Wałbrzyskim", podobnie jak Marek Malinowski.
Tak więc trzon redakcji z niewielkimi zmianami przetrwał całe dziesięć lat. Naturalnie przez redakcję w tym czasie przewinęło się wielu adeptów sztuki dziennikarskiej, którzy czy to po miesiącach lub też latach nawet nauki trafiali do innych redakcji lub zgoła innych mediów. Jednakże znamienne jest, co podkreśla Rąkowski, mimo iż w Wałbrzychu od kilku lat w kształceni są studenci na kierunku dziennikarstwa, chętni do stażu nie garną się zbyt ochoczo. Brak młodych dziennikarzy, "młodej krwi" w końcu jednak szkodzi chyba "Tygodnikowi Wałbrzyskiemu", co widać po analizie zawartości pisma.
Tym niemniej, z "Tygodnikiem Wałbrzyskim" zawsze współpracuje od kilku do kilkunastu nawet osób. Są to czasem osobistości znamienite, jak na przykład publikujący tu z przerwami swoje felietony znany dyrygent, dyrektor Filharmonii Sudeckiej, Józef Wiłkomirski czy też ostatnio wiceprezydent Wałbrzycha, Roman Ludwiczuk. Ze względu na stałą obecność ich felietonów wypada uznać obu panów za współpracowników gazety.
Osobne miejsce należy się Romanowi Gilecie (on także przeszedł z "Trybuny" do "Tygodnika") i Henrykowi Królowi, którzy w środowisku kulturalnym Wałbrzycha znani są bardziej jako literaci, mający w swoim dorobku wiele publikacji książkowych. Obaj też od kilku lat prezesują Stowarzyszeniu Środowisk Twórczych, stale publikując w "Tygodniku Wałbrzyskim" oraz inicjując kolejne przedsięwzięcia kulturalne. To za sprawą Romana Gilety i przy pomocy "Tygodnika Wałbrzyskiego" po latach przerwy reaktywowany został turniej poetycki "O Lampkę Górniczą", obecnie pod nazwą "O Złotą Lampkę". Górnictwa bowiem w Wałbrzychu już nie ma. Zostało zlikwidowane. Najwierniejszym bodaj kronikarzem tych ważnych dla regionu wydarzeń był "Tygodnik Wałbrzyski", o czym w następnym rozdziale pracy poświęconym analizie zawartości gazety.
PRZERWA NA REKLAMĘ
Zobacz artykuły na podobny temat:
Peter Arnett. Reporter wojenny, groźniejszy niż batalion Wietkongu
Małgorzata Dwornik
Arnett to ikona dziennikarstwa wojennego. Pierwszą relację z Laosu przemycił z narażeniem życia, przepływając wpław Mekong. Za materiały z Wietnamu zdobył nagrodę Pulitzera. Ma na koncie wywiady z Saddamem Husseinem i Osamą bin Ladenem. Pentagon nazywał go "zdrajcą z Bagdadu". Arnett nie owijał w bawełnę i nie dał zamknąć sobie ust.
Atuagagdliutit Grønlandsposten. Historia Wiadomości Grenlandzkich
Małgorzata Dwornik
Pierwszy numer z 1861 roku miał osiem stron, niespotykany system numeracji kolumn i 300 egzemplarzy nakładu. W tym czasie był to jeden z niewielu na świecie tytułów z ilustracjami i pierwszy drukujący je w kolorze. Miał przekonać Grenlandczyków do czytania. I robi to od 163 lat. Dziś jego hasło to: Tydzień bez AG nie jest prawdziwym tygodniem.
Correio da Manhã. Historia portugalskiego tabloidu - pioniera
Małgorzata Dwornik
Już pierwszy numer wywołał sensację. Ukazał się w niedzielę, czego nie robiła dotąd żadna gazeta w kraju. Correio da Manhã miała być gazetą bez walk politycznych i to również wyznaczyło nowy trend. A trendów CM wykreowała w Portugalii wiele. Pierwszy dziennik w kolorze, pierwszy dodatek telewizyjny. I pierwsza gazeta, która ma własny kanał TV.
Christiane Amanpour. Bojowniczka o wolność słowa z CNN
Małgorzata Dwornik
Jej relacje z wojennych frontów i reportaże społeczne przyniosły jej rozpoznawalność. Bezkompromisowe wywiady z najważniejszymi postaciami światowej polityki, przyniosły jej sławę i szacunek. Christiane Amanpour to żywa legenda mediów, walki o prawa kobiet, dzieci i mniejszości. Poznajcie ją bliżej.
Historia radia
Agnieszka Osińska
Radio pojawia się niemal równocześnie z filmem u progu XX wieku, kiedy na skutek rozwoju prasy kultura przekracza tak zwany drugi próg umasowienia. Za jego ojców uważa się Aleksandra Popowa i Gugliemo Marconiego, ale tylko temu drugiemu udało się opatentować wynalazek.
The Jerusalem Post. Historia najbardziej opiniotwórczej gazety z Izraela
Małgorzata Dwornik
15 tysięcy egzemplarzy nakładu w dni powszednie i 40 tysięcy w wersji weekendowej. A przede wszystkim wysoka pozycja w rankingu międzynarodowym. Przez 86 lat anglojęzyczny The Jerusalem Post zbudował markę, z którą liczą się media na całym świecie.
The Scotsman. Dwieście lat historii buntowniczej gazety z Edynburga
Małgorzata Dwornik
Założyciele "Szkota" byli pionierami pod wieloma względami. Nie tyko, jeśli chodzi o zamieszczane treści. Gazeta inwestowała w transport kolejowy, jako pierwszy tytuł w kraju miała telegraf, a odważne teksty dały jej pozycję największego brytyjskiego tytułu poza Londynem.