25.07.2005 Warsztat reportera
Kulturalna mistyfikacja w TV
Anna Hebda, artykuł udostępniony przez Merkuriusz Uniwersytecki
Analizując magazyny z programem telewizyjnym, nietrudno zauważyć, iż telewizja publiczna realizuje tzw. misję w stopniu minimalnym. Owszem, są w ramówce programy kulturalne, te jednak po pierwsze trwają nie dłużej niż pół godziny, a po drugie są emitowane późno w nocy. Stacje komercyjne zaś nie uważają programów kulturalnych za finansowo opłacalne, toteż ich zwyczajnie nie produkują.
Widać wyraźnie tendencję do brania w cudzysłów kultury wysokiej, tak jakby brana poważnie mogła odstraszyć widza, a raczej - zgodnie z poetyką kultury masowej - konsumenta. Do wąskich elit intelektualnych nie kieruje się programów, przede wszystkim dlatego, że są one wąskie (czyli oglądalność będzie na poziomie 1-2 proc., nie więcej).
Kulturka dla każdego
Warto zwrócić uwagę na obawy twórców programów kulturalnych przed używaniem strasznych (bo odstraszających masową widownię) sformułowań takich jak kultura wysoka, elita intelektualna, wysoki poziom merytoryczny. Wydawca i twórca programu zazwyczaj na każdym kroku odżegnują się od wąskich elit, podkreślają, że odbiorcą programu może być każdy, kto akurat ma wolną chwilę i pragnie skonsumować nieco lekkiej i przyjemnej kultury (być może już niedługo usłyszymy o "kulturce", co jest całkiem prawdopodobne, jeśli weźmie się pod uwagę modę na zdrabnianie słów przez osoby występujące przed kamerami).
Kultura przedstawiana w telewizji nie wymaga żadnych szczególnych predyspozycji intelektualnych, nie wiąże się z wysiłkiem intelektualnym, nie zadaje kłopotliwych pytań, nie stawia przed trudnymi zagadnieniami tak estetycznymi, jak egzystencjalnymi oraz nie ma na celu kształtowania człowieka. Stanowi jedną z wielu propozycji programowych. Jest całkiem nieszkodliwa i każdy, naprawdę każdy, może być jej odbiorcą.
Daleka jestem od traktowania kultury wyższej jako zamkniętej twierdzy, do której dostęp mają tylko bardzo nieliczni, na dodatek po przejściu długiego i ciężkiego procesu wtajemniczenia. Zgadzam się jednak z Małgorzatą Szpakowską i Krzysztofem Teodorem Teplitzem, którzy zaznaczają, że kultura masowa nie wypiera kultury wyższej, ale obok niej współistnieje. I choć cechą społeczeństwa ponowoczesnego jest między innymi zacieranie się granicy między kulturą wysoką a popularną, to rozróżnienie to powinno być widoczne. Telewizja, będąca co prawda współtwórcą kultury masowej, nie może widza całkowicie odciąć od kultury wyższej.
Prędko, reklamy czekają!
Problem z programami kulturalnymi w naszej telewizji publicznej polega na tym, że choć można wymienić wspólne im cechy, różnią się one od siebie poziomem i nie można jednoznacznie powiedzieć, czy są dobre (w znaczeniu ambitne, na odpowiednim poziomie merytorycznym) czy nie. Jak już zostało zauważone, są to programy trwające nie dłużej niż pół godziny, a po odjęciu kilkuminutowego opóźnienia oraz reklam przed kolejnym programem pozostaje właściwie nieco ponad dwadzieścia minut.
O ile np. w Dobrych książkach czy Telewizyjnych Wiadomościach Literackich cały ten czas poświęcony jest jednej dziedzinie- literaturze, w większości programów w tak krótkim czasie próbuje się ująć zagadnienia z różnych dziedzin życia kulturalnego. Przykład Telewizyjnych Wiadomości Literackich pokazuje, że nie jest niemożliwym w ciągu pół godziny przeprowadzenie rozmowy z pisarzem i przekazanie krótkich (a treściwych) informacji o aktualnościach na rynku wydawniczym.
Niestety w przeważającej części przypadków zamiast prawdziwej pigułki kulturalnej widz otrzymuje breję, z której nie wynika nic konkretnego. Gdyby telewizja mogła audycji kulturalnej oddać godzinę czasu antenowego, udałoby się zarówno zamieścić dłuższą rozmowę z pisarzem, malarzem, muzykiem czy krytykiem, jak i pokrótce poinformować widza o ważniejszych wydarzeniach kulturalnych. Audycja programu godzinnego nie musiałaby burzyć tak precyzyjnie opracowanej i ścisłej ramówki- zamiast dwóch słabszych półgodzinnych programów powstałby jeden - godzinny. Wtedy jednak i odpowiedzialność prowadzącego byłaby większa, bo bełkotu przez dwadzieścia minut można słuchać, ale przez godzinę - nie sposób.
Zgodnie z zasadą, że widz nie jest w stanie skupić uwagi na jednym obrazie dłużej niż przez kilka minut, rozmowy przerywane są felietonami filmowymi, wstawkami muzycznymi, czy (jak w Czego nas uczą wielcy filozofowie) obrazkowym podsumowaniem tego, co dotychczas zostało powiedziane. Pojedyncze wypowiedzi ekspertów, twórców kultury nie mogą być zbyt długie, przedstawienie danej książki, spektaklu czy filmu nie może zająć zbyt wiele czasu.
Zazwyczaj więc programy te są dynamicznie montowane, wszystko jest kolorowe i ruchome, tak aby widz nie miał możliwości się znudzić. Jedynie Rozmowy na nowy wiek mają formę dłuższej rozmowy, choć i ona bywa przerywana np. odczytywanymi wierszami czy prozą. Nie można powiedzieć, że dynamiczna, trochę urywana formuła jest zła. Bo choć w krótkim czasie żadne poważniejsze zagadnienie z dziedziny literatury, filmu, malarstwa nie może być dogłębnie omówione, może być przedstawione w sposób interesujący i profesjonalny jednocześnie. Niestety w Polsce brakuje osobowości, które potrafiłyby uwagę widza przytrzymać na dłużej.
Gadające głowy
W polskich programach kulturalnych prowadzący to zazwyczaj albo osoby młode, na luzie (Jazda kulturalna, Sztukateria) albo osoby znane i cenione, obeznane w temacie lecz nie zawsze nadające się idealnie do tego typu programów (Dobre książki, Lubię czytać). Brakuje nam prawdziwej osobowości, kogoś, kto nie tylko wykazałby się erudycją i inteligencją, ale również błyskotliwością, odwagą w prezentowaniu poglądów i zadawaniu pytań, a także medialnością. Z drugiej strony, taka osoba mogłaby się wykazać w innej niż na polskim rynku programów kulturalnych dominującej formule. Musiałby to być raczej program oparty na dyskusji, rozmowie z artystami i krytykami, niż na suchym informowaniu o kulturze.
W programach kulturalnych obecnych na naszym rynku brakuje bowiem osoby, która nie tylko przekazywałaby suche informacje, zazwyczaj jednostronne opinie, ale która potrafiłaby widzowi dane zagadnienie, poprzez właśnie rozmowy i dyskusje z twórcami, krytykami oraz ekspertami, naświetlić z różnych stron, wskazać możliwe interpretacje, pozostawić jednak z pytaniami i twórczym niepokojem.
Opinię o takiej potrzebie potwierdza Pegaz. Każde wydanie Pegaza ma ten sam rytm, przemawia takimi samymi środkami wyrazu, ma tę samą regularność. Taka formuła daje przeciętnie doświadczonemu konsumentowi kultury wyższej poczucie bezpieczeństwa, wie on, czego się spodziewać, nie obawia się zaskoczenia. Tym samym jednak, program staje się konwencjonalny. Pegaz informuje, ale nie interpretuje, nie skłania do refleksji, nie zachęca do dyskusji, nie prowokuje.
O wydarzeniach kulturalnych w Pegazie mówią ich twórcy lub współtwórcy, a ich opinie nie zostają skonfrontowane z opiniami ekspertów czy krytyków. Bałtroczyk jest zawsze uśmiechnięty i przesadnie poprawny, rozmowy prowadzone w studiu są jałowe. Pegaz jest więc informacyjnym programem kulturalnym, co dziwi zwłaszcza w czasach, gdy nawet serwisy informacyjne nie są wolne od komentarzy i interpretacji.
Z kolei trio z Dobrych książek, któremu wiedzy czy inteligencji odmówić nie można, prowadzi program na zasadzie monologowania. Każdy mówi, co ma do powiedzenia, w studiu nie toczy się żadna dyskusja, telewidz poznaje jedynie opinie konkretnych osób na temat danej książki. Szkoda, bo konstruktywna dysputa na temat nowości wydawniczych zapełniłaby lukę w audycjach kulturalnych.
Prowadzący programy popełniają często elementarne błędy, boją się dociekać i dopytywać, prowokować, stawiać kontrowersyjne tezy. Brak w rodzimych audycjach kulturalnych osoby z charyzmą i charakterem, która, nie nudząc, potrafiłaby poprowadzić dyskusję na temat książki, filmu, wystawy; która stanowiłaby wyzwanie dla twórców i widzów.
Mamy więc w programie kilka audycji kulturalnych, które albo są słabe, albo są dobre, ale emitowane raz na miesiąc (telewizja zdaje się nam dawkować wedle swego upodobania dostęp do kultury), albo są prowadzone z pomysłem, albo stanowią tylko sygnał dla Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, że oto telewizja publiczna wywiązuje się ze swojego zadania. Patrząc w ofertę programową, pomyśleć można, że kultura jest obecna w telewizji. Analizując jednak pory emitowania audycji kulturalnych i ich poziom, łatwo zauważyć, że tej kultury, która jest, w zasadzie nie ma.
PRZERWA NA REKLAMĘ
Zobacz artykuły na podobny temat:
Studia dziennikarskie - iść czy nie iść?
Patrycja Kierzkowska
Moja wiedza na temat studiów dziennikarskich pochodzi od osób, które studiowały ten kierunek i każdy mówi, że lepiej iść na inne studia.
Sposoby walki z tremą
Maciej Orłoś
Do tremy można się przyzwyczaić. Można z nią żyć, można ją poskromić. Doskonały przykład, jak tego dokonać, dał Winston Churchill. W dzieciństwie i młodości był niezwykle nieśmiały, niepewny siebie, nie lubił występować publicznie. Ale przemógł tę wrodzoną nieśmiałość, pracował nad sobą i stał się znakomitym mówcą. Dziś jest często cytowany. Przeszedł do historii, podobnie jak jego wystąpienia.
Reportaż radiowy
Katarzyna Bocheńska
Reportaż radiowy - czym jest, jak powstaje i co dziennikarz musi o nim wiedzieć.
Kryzys wizerunkowy. Siedem zasad skutecznego reagowania
Adam Białas
Chowanie głowy w piasek i nadzieja, że problem sam zniknie to zwykle duży błąd, czego przykładem mogą być wielkie skandale z Volkswagenem czy FIFA, w których nieodpowiednia reakcja doprowadziła do jednych z największych i najkosztowniejszych katastrof wizerunkowych tej dekady.
Ofiarnik i ofiara
Katarzyna Bocheńska
Wywiad z Magdaleną Hodalską, autorką niezwykłej książki "Korespondent wojenny. Ofiarnik i ofiara we współczesnym świecie".
Sympatia i perfekcja. Maciej Orłoś ma sposoby na publiczność
Bartłomiej Dwornik
Czy można nauczyć się błyskotliwości i uroku osobistego? Dlaczego śpiewanie w autobusie może pomóc w przygotowaniu dobrej prezentacji? I jak trenować, żeby zawładnąć uczuciami publiczności? Rozmawiamy z Maciejem Orłosiem o jego książce "O sztuce wystąpień publicznych". [Patronat Reporterzy.info]
Reklama społeczna jako środek skutecznej perswazji
Mateusz Rocławski
Pierwotnym założeniem reklamy było dotarcie do odbiorców i sprzedanie towaru. Jednak w tym sposobie dotarcia jest też możliwość wywołania społecznie pożądanych postaw i zachowań.