6.10.2005 Warsztat reportera
Sport w rodzinnej atmosferze
Piotr Legutko, Nowe Państwo
Z prezesem Zbyszkiem o handlu prawami do transmisji nikt w telewizji publicznej nie porozmawia, nikt nie zapyta trenera Franka o kulisy transferów w prowadzonych przez niego drużynach. W TVP obowiązuje inna konwencja.
Podanie Nunia do Figi
Andrzej Zydorowicz i Dariusz Szpakowski zademonstrowali w tych mistrzostwach katastrofalną formę językową. Tak można by stwierdzić, gdyby kiedykolwiek była ona lepsza. Niestety, chyba nigdy już nie uda się obu redaktorom opanować w stopniu chociażby podstawowym wymowy i odmiany obcych nazwisk. Nazwisko czeskiego obrońcy Repki raz wymawiano jako "Rzepka", innym razem tak, jak się pisze. Ten sam problem stwarzają nieustannie "Nemec" z "Nedvedem". Portugalskie gwiazdy - Luis Figo i Nuno Gomes są już bardziej spolegliwe fleksyjnie, więc co rusz słyszymy o podaniach "Nunia do Figi".
Komentatorskim hitem tych mistrzostw byli jednak holenderscy bracia o nazwisku "de Boer". Aby łatwiej rozróżnić bliźniaków, jednego przedstawiano jako "de Bura", a drugiego jako "de Bera". Złote myśli gwiazd mikrofonu i ekranu na bieżąco drukowała prasa, tworząc w tym celu specjalne rubryki (Zydorowicz: Mendieta wcześniej uprawiał Królową Sportu, Szpakowski: Trener Boskov bezradnie rozkłada ręce, zakrywając twarz). Oczywiście, łatwo łapać za słowa kogoś, kto relacjonuje mecz na żywo, ale to nie słowotok i bełkot tak naprawdę kompromitują obu (i paru jeszcze innych) następców Ciszewskiego. Gorsze jest lekceważenie widza. Mylenie zawodników, którzy są akurat przy piłce (gwiazdę rozpozna każdy kibic) i uporczywe trwanie w błędzie. Wmawianie, że był faul, kiedy każdy widział spalonego itp., itd. Tym razem, na szczęście, nikt z komentatorów się nie obraził. Bo już zdarzyło się kiedyś, że redaktora Szpakowskiego tak wyprowadziła z równowagi gra naszej reprezentacji, iż na znak protestu zamilkł na kilka minut.
Segregacja językowa
Dziennikarstwo sportowe to osobna, zupełnie oryginalna sfera komunikacji społecznej. Ktoś kiedyś gdzieś wymyślił, że skoro publicyści zajmujący się kulturą przebywają w tych samych językowych obszarach, co twórcy, a analitycy zjawisk gospodarczych posługują się ekonomicznym szyfrem, to komentatorzy sportowi powinni mówić slangiem kopaczy z lig buraczanych. Nie tylko mówić - także prezentować podobny poziom postrzegania zjawisk społecznych, do jakich sport niewątpliwie się zalicza.
Konsekwencje tak rozumianej segregacji ponoszą wszyscy, nie tylko zdegustowani poziomem komentarza kibice z przeciętnym chociażby współczynnikiem IQ. Wszyscy bowiem jesteśmy notorycznie pozbawiani przez komentatorów całego przebogatego kontekstu, w jakim kopie się dziś piłkę. W środowisku telewizyjnym dziennikarze sportowi są ulubionym tematem anegdot. Pełnią także funkcję maskotek - rozładowują napięcia związane z presją, pod jaką pracuje się w TVP. Gdy kończy się wydanie Wiadomości - obojętnie, centralnych czy lokalnych - i do studia wchodzi przedstawiciel redakcji sportowej, w pomieszczeniach realizatorów zaczyna się fiesta. Żartom i złośliwym docinkom nie ma końca, a ulubiona zabawa to wykrzykiwanie kolejnych kwestii, które za chwilę wypowie prezenter. Prawdopodobieństwo trafienia jest bardzo wysokie, ponieważ zwykle posługuje się on zestawem zaledwie kilkunastu klisz językowych.
Darek, Janusz i Jurek
Nikt zresztą nie ma mu tego za złe. Reguły przydatności do zawodu - zapewne w wyniku przedstawionej powyżej "zasady segregacji" - są dla dziennikarzy sportowych inne niż dla pozostałych. W telewizji mają osobne szkolenia oraz odpowiednio niżej ustawioną poprzeczkę przy przyznawaniu tak zwanych kart ekranowych. W redakcjach gazet przez palce czyta ich teksty sekretariat i korekta. Płace natomiast są odwrotnie proporcjonalne do ich umiejętności. "Sportowcy" uchodzą w środowisku dziennikarskim za stachanowców i płacowych kominiarzy, albowiem - zdaniem wydawców - właśnie oni napędzają gazetom czytelników. To - oprócz licznych wyjazdów zagranicznych - przyczyna szczerej i bezinteresownej "sympatii" kolegów z innych redakcyjnych działów.
Dla widzów, słuchaczy i czytelników wewnętrzne regulaminy i środowiskowe animozje nie mają większego znaczenia. Co innego zasady postępowania w studiu. Komentatorzy, działacze i sportowcy to jedna wielka rodzina. Można sobie mówić na "ty", nie zapraszać adwersarzy, nie dokumentować wydarzeń. Dziennikarz z redakcji publicystyki, który odważyłby się do posła czy ministra powiedzieć w studiu: "Wojtku, znowu przegraliście głosowanie", w tym samym momencie straciłby wiarygodność i pracę. Dla Dariusza Szpakowskiego kolejni trenerzy reprezentacji to "Janusz" czy "Jurek". Ale nikomu to nie przeszkadza, może poza zniesmaczonymi kibicami.
Żadnych spisków
Maniery redaktorów mają jednak poważniejsze konsekwencje. Zażyłość z prezesami czy trenerami sprawia, że przemilcza się wszelkie sportowe afery i skandale. Z prezesem "Zbyszkiem" nikt w telewizji publicznej nie porozmawia o handlu prawami do transmisji, nikt nie zapyta trenera "Franka" o kulisy transferów w prowadzonych przez niego drużynach. Po prostu w studiu sportowym TVP obowiązuje inna konwencja. Panika wybucha, gdy jakiś gość w studiu wyłamie się z tej konwencji. Podczas transmisji z meczu Włochy- Rumunia były piłkarz Stanisław Terlecki uznał za stosowne stwierdzić, że mistrzostwa są "drukowane" przez sędziów na korzyść drużyn z Europy Zachodniej.
Zamiast podjąć ten niezwykle interesujący wątek, przytoczyć podobne opinie piłkarzy czeskich i komentarze tamtejszej prasy, natychmiast dano odpór pomówieniom. Zarówno ze studia (Szaranowicz), jak ze stadionu (Banasikowski). Nazajutrz w jednej z gazet sędzia Wit Żelazko, który wcześniej krytycznie wyrażał się o sędziowaniu na mistrzostwach, przyznał, że został pozbawiony przez międzynarodową federację arbitrów piłkarskich prawa publicznego wypowiadania się na jakikolwiek temat związany z futbolem. Nic dziwnego - on także złamał konwencję.
Prawda zakodowana
Gdzie są wielkie emocje, jeszcze większe pieniądze, a w dodatku jakieś drugie dno, tam powinno kłębić się od dziennikarzy - dociekliwych, odważnych, bezkompromisowych. W sporcie są i pieniądze, i dno. Z emocjami bywa różnie. Najgorzej z odważnym dziennikarstwem. "Dwór" i "wazelina" psują w TVP młodych, może zdolnych, którzy i tak nie mają na razie żadnych szans dopchania się do konfitur, bo antena i wyjazdy na zagraniczne mecze są na najbliższe 10 lat (co najmniej) zarezerwowane dla wyżej opisanych mistrzów gatunku. Oczywiście, żyjemy w epoce wolnego rynku.
TVP nie ma już monopolu, zwłaszcza na sport, a w stacjach komercyjnych "rodzinna" konwencja nie obowiązuje. Walczące o kibica platformy cyfrowe wręcz prześcigają się w pokazywaniu i emocji, i drugiego dna. W Canal Plus i Wizji Sport nie ma świętych krów. Mecze komentują profesjonalnie przygotowani dziennikarze (Smokowski, Twardowski, Krzoska), znający sport zarówno od murawy, jak i od szatni. Tu pierze się wszystkie brudy publicznie. Po ligowych kolejkach piłkarze i trenerzy wzywani są na dywanik, a sędziowie i dziennikarze prasowi dolewają oliwy do ognia. Widz traktowany jest poważnie. Wie, że oglądany właśnie mecz mógł być wcześniej "ustawiony", bo piłkarze od pół roku nie dostają pieniędzy, a właściciel klubu podpisał właśnie dwie umowy transferowe dotyczące jednej i tej samej transakcji i szuka go prokuratura. Na pewno więcej tu prawdy o sporcie, ale - niestety - jest to prawda zakodowana.
Co się komu opłaca
To były jedne z ostatnich mistrzostw transmitowanych przez TVP. Niebawem straci ona piłkarską Ligę Mistrzów, tak jak na własne życzenie straciła ligę krajową. Fakt: sport na całym świecie staje się za drogi dla telewizji publicznej. Ale przecież na sporcie może ona coraz więcej zarabiać (patrz: liczba widzów i reklam), zresztą na różne sposoby. Prezes telewizji publicznej Robert Kwiatkowski ma na ten temat własne zdanie. Lansowanie polskiej ligi uważa za wyrzucanie pieniędzy w błoto. Postawił na siatkówkę, bo reprezentacja zdobyła potężnego sponsora (Plus GSM). Zrezygnował z pokazania tanich (za to pasjonujących) mistrzostw hokejowych w Katowicach, bo uznał, że Mariusz Czerkawski z kolegami z drużyny prezentują obecnie za słaby (jak na TVP) poziom. Przykład idzie więc z góry. Zachowanie redaktorów i komentatorów wynika z polityki firmy. Sport nie może być w TVP pokazywany taki, jakim jest naprawdę. Jest bowiem brudny, nieciekawy i po prostu słaby. Chyba że stworzy się wokół niego odpowiednią atmosferę, w studiu podretuszuje to i owo komentarzem. Kibic i tak się nie połapie. Bo to - między nami mówiąc - zwyczajny tuman.
***
artykuł udostępniony przez Nowe Państwo
ukazał się w numerze 28 (242), 14 lipca 2000 r.
PRZERWA NA REKLAMĘ
Zobacz artykuły na podobny temat:
Etyka w reklamie
Mariusz Żurawek
Branża reklamowa, z uwagi na swoją drapieżną naturę, wydaje się być pozbawiona wszelkich zasad i obyczajowości. Tymczasem jak każda dziedzina, posiada swoją etykietę
Sztuka dobrego mówienia bez bełkotania i przynudzania [PORADNIK]
patronat Reporterzy.info
Mirosław Oczkoś – aktor, trener biznesu, specjalista od wystąpień publicznych i emisji głosu – uczy, jak mówić tak, by nas rozumiano. Do księgarń trafi wkrótce trzecie wydanie poradnika dla każdego, kto chce by jego publiczne wystąpienia zapadły publiczności głęboko w pamięć. Premiera już 23 października.
Trafik na hajłeju
Beata Solomon-Satała
Bardzo się ubawiłam słuchając pewnej sportowej relacji z Olimpijskich zmagań w Atlancie kiedy to znany sprawozdawca sportowy usprawiedliwił opóźnienie swojej transmisji trafikiem na hajłeju właśnie. Wydaje się jednak, że ta spolszczona fraza dobrze obrazuje sytuację na dziennikarskim rynku.
Akwizytorzy informacji
Paweł Śpiewak
Wartość stacji telewizyjnej czy tytułu gazetowego jest prostą funkcją matematyczną par oczu skierowanych na ekrany czy szpalty gazet. Stosunek mediów do odbiorców lokuje się gdzieś między lekceważeniem - czy nawet pogardą - a infantylizacją.
Prawie jak kicz... prawie robi...
Daniel Stenzel
Być może dzisiejsze programy informacyjne przypominają wielki show. Ale ja wolę wielki show, od nudnego pseudoserwisu, który zrozumie wybrana garstka polityków i ekonomistów.
"Co ty gadasz, jaka misja?"
Joanna Bichniewicz
Pewien dziennikarz TVP klarował mi z zapałem, że niezależność jest mitem, każdy musi liczyć się z tym czy innym układem. [Źródło: Tygodnik Powszechny]
Komu dziękować za strach
Agata Kozieł
Od momentu powstania zagrożenia zamachami terrorystycznymi dla Polski, w stolicy widać wyraźne napięcie. Obywatelom innej narodowości, szczególnie Arabom, posyłają pełne niepokoju i wrogości spojrzenia. A media tylko dolewają oliwy do ognia... [Źródło: Merkuriusz Uniwersytecki].