2.11.2005 Warsztat reportera
Telewizyjne polowanie na dzieci
Ewa K. Czaczkowska, Fundacja Dobre Media
Śmiejące się żelki i pożywne batoniki każdego dnia wabią najmłodszych tuż przed dobranocką. Reklam adresowanych do dzieci jest coraz więcej! - alarmują rodzice. Sprawdziliśmy to. W ostatnim roku liczba reklam dziecięcych w telewizjach wzrosła o ponad jedną trzecią. Od kilku tygodni bloki programowe dla najmłodszych w telewizji publicznej są przerywane spotami. Trzeba zaostrzyć przepisy - twierdzą specjaliści.
Kilka minut do dziewiętnastej. Na ekranie pojawia się plansza z napisem: "Dobry wieczór dzieci" - dla maluchów znak, że rozpoczyna się dobranocka. Zaczyna się lekcja angielskiego - wesoło, kolorowo i zabawnie. Po zakończeniu lekcji... zaskoczenie. Zamiast następnej bajki - kilkuminutowy blok reklam. Po nim pojawia się ponownie plansza - tym razem z napisem "Wieczorynka". Dopiero teraz, drogie dzieci, nadszedł czas na bajkę na dobranoc.
- Byłam w szoku - mówi mama siedmiolatka. Podobnie zareagowało wielu rodziców, z którymi rozmawialiśmy.
Zbigniew Badziak, dyrektor ds. handlowych Biura Reklamy w Telewizji Polskiej, utrzymuje, że wszystko jest zgodne z prawem. - Nie przerywamy programu, reklamy pojawiają się między dwiema oddzielnymi propozycjami programowymi - tłumaczy.
- Formalnie wszystko jest w porządku, ale faktycznie nie jest. Czy rodzic ma na te dwie minuty wyłączać telewizor? Przecież to nawet nie jest możliwe, zacznie się krzyk dziecka - mówi Maria Braun- -Gałkowska.
Reklamy w dziecięcym bloku programowym to typowy przykład omijania prawa. Nie przerywa się reklamą filmu czy programu - co w telewizji publicznej jest zabronione - ale blok programowy, w którym są np. dwa krótkie filmy.
Ponadto w ostatnim czasie we wszystkich stacjach telewizyjnych gwałtownie wzrosła emisja reklam adresowanych do dzieci. - Przez dziewięć miesięcy tego roku ilość reklam telewizyjnych i billboardów sponsorskich adresowanych do dzieci w porównaniu z tym samym okresem w 2003 roku zwiększyła się o 36 procent. Czas emisji w sekundach wzrósł o 38 procent - mówi Edyta Łyszkowska z AGB Polska, firmy badającej rynek reklam telewizyjnych w Polsce. Dane te dotyczą firm najczęściej reklamujących w stacjach telewizyjnych zabawki, kosmetyki oraz żywność i napoje dla dzieci.
Reklamy adresowane do dzieci często wprowadzają w błąd. Przykładem, choćby jedna z ostatnich reklam - cukierków owocowych "śmiej żelki" pod hasłem "łakocie i witaminy". Słowo witaminy sugeruje poprzez skojarzenia, że są one zdrowe jak owoce.
- O wszystkim można powiedzieć coś prawdziwego i na to zwracają uwagę firmy reklamujące swoje produkty. Problemem moralnym jest to, że to tylko część prawdy. Czy więc mówienie części prawdy jest nieprawdą? - zastanawia się psycholog Monika Rościszewska-Woźniak z Fundacji Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego. - Poza tym coraz więcej dzieci jest alergikami. Nie mogą jeść ani mleka, ani czekolady, reklamowanych przez firmy jako zdrowe - dodaje.
W tej samej reklamie na pytanie: "co się dzieje?", zadane przez telewizyjną mamę zaniepokojoną hałasem dobiegającym z pokoju, dzieci odpowiadają: nic. A zatem okłamują rodziców. - Taki przekaz jest antyspołeczny - i on najbardziej niepokoi Monikę Rościszewską-Woźniak.
W innej reklamie mama z dzieckiem przekomarzają się, co ma dziecko zjeść na podwieczorek: jakiś smakołyk czy coś pożywnego? W pewnym momencie mama wyciąga baton Kinder Delice, na który dziecko rzuca się z radością, bo to i smaczne, i pożywne. A zatem batonik na podwieczorek! W nowszej wersji tej reklamy - z mamą i Filipem - dowiadujemy się, że Kinder Delice zapewnia "równowagę smaku i wartości odżywczych". Zaś z reklamy Kinder Czekolady wynika, że jest "pełna pysznego mleka", po to, żeby dzieci rosły. Słowem Kinder Czekolada na wzrost! Do tego dorzućmy reklamy różnego rodzaju chipsów, chrupek i hamburgerów.
- Problem reklamy wprowadzającej w błąd jest nam znany - mówi Elżbieta Anders, rzecznik Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
- Reklamowane jako zdrowe ze względu na zawartość wapnia i białka produkty zawierają ogromne ilości cukru - mówi dr Anna Stolarczyk z Centrum Zdrowia Dziecka.
Np. jeden serek waniliowy Danio, co można wyczytać także na etykiecie produktu, zawiera cztery łyżeczki cukru, a półlitrowy jogurt Jogi - 15 łyżeczek.
Dziewięciolatek jako konsument
O tym, w jaki sposób reklama działa na dzieci, najlepiej wiedzą rodzice. Według CBOS prawie 90 procent respondentów twierdzi, że z powodu reklam dzieci często wymuszają na rodzicach zakup towarów, na które ich nie stać. Dwie trzecie jest przekonane, że dzieci, oglądając reklamy, nabierają mylnego wyobrażenia o świecie.
Celem reklamy jest nie tylko zachęcenie do kupna określonego produktu, ale i wychowanie konsumenta. Przyzwyczajenie go do określonej marki. Z badań publikowanych w norweskim piśmie dla konsumentów "Nice-Mail" wynika, że już dziecko poniżej drugiego roku życia rozpoznaje znaki towarowe i może prosić o zakup pożądanych rzeczy; poniżej czterech lat z pomocą starszego potrafi dokonywać własnych zakupów, a ośmiolatek podejmuje samodzielne decyzje o zakupie. Dziewięciolatek w pełni dorósł już do roli konsumenta, a dziecko w wieku dziesięciu lat przyswoiło sobie przynajmniej połowę swoich zasadniczych postaw i wzorców konsumenckich.
- W sklepie mój synek domaga się kupienia tylko tych słodyczy, które zna z reklam pokazywanych przed dobranocką - opowiada mama czteroletniego Franka.
Dzieci oraz młodzież do 18. roku życia są liczącą się grupą konsumentów, w Polsce dziewięciomilionową, o coraz większej sile nabywczej.
Samoograniczyć się - rzecz możliwa
Z badań francuskich wynika, że młodzi konsumenci wywierają wpływ na prawie 50 procent decyzji dotyczących zakupów w gospodarstwach domowych (ubrania, żywność, artykuły szkolne, zabawki), a w odniesieniu do niektórych produktów (np. w dziedzinie informatyki, spędzania czasu wolnego, kupna samochodu) mają wpływ jeszcze częściej - na 70 - 80 procent.
Kiedy pięć lat temu w znowelizowanej, ale niepodpisanej przez prezydenta wersji ustawy o radiofonii i telewizji znalazł się zapis zakazujący reklamy skierowanej do dzieci, nadawcy i agencje reklamowe podnieśli larum. Gdyby to prawo weszło w życie, stacje radiowe i telewizyjne straciłyby około 10 procent wpływów z reklam, co wówczas szacowano na prawie 240 milionów złotych. Pozostano więc przy formule zakazu reklamy "bezpośrednio" skierowanej do dzieci, czyli takiej, która nawołuje: idź i kup.
Podstawowe normy Unii Europejskiej dotyczące reklam kierowanych do dzieci muszą respektować wszystkie państwa członkowskie. Ale każdy kraj może narzucić sobie większe restrykcje w tej dziedzinie. I wiele tak czyni (patrz ramka). Najdalej poszły Szwecja i Norwegia, gdzie w ogóle zakazano emitowania w telewizji reklam skierowanych do dzieci poniżej dwunastego roku życia. Poza tym niektóre stacje telewizyjne w UE wprowadzają własne, bardziej szczegółowe i restrykcyjne regulacje. W Polsce zdecydowała się na to telewizja Canal Plus, uruchamiając kanał MiniMini przeznaczony dla najmłodszych dzieci.
- Do emisji nie zostaną dopuszczone m.in. reklamy sugerujące, że produkt umożliwia wykonanie czynności lub nabycie umiejętności, których dziecko nie jest w stanie osiągnąć - mówi Małgorzata Seck z Canal Plus. - Reklama nie może też zacierać granicy między fikcją a rzeczywistością, zaś obietnica otrzymania nagrody nie może być łączona z koniecznością wielokrotnego zakupu produktu - dodaje.
Podobnych regulacji nie wprowadziła żadna inna polska telewizja. Reklamodawcy, agencje reklamowe i media pracują natomiast nad kodeksem etyki reklamy. - Znajdą się w nim m.in. zapisy dotyczące niewykorzystywania naturalnej naiwności dzieci - mówi Paweł Tyszkiewicz, dyrektor Stowarzyszenia Agencji Reklamowych.
- Apele o samoograniczanie się są mało skuteczne. Dlatego należy wprowadzać przepisy ograniczające nadawanie reklam dla dzieci oraz nakładające kary na tych, którzy nie respektują już istniejących przepisów - mówi prof. Maria Braun-Gałkowska.
***
artykuł udostępniony przez Fundację Dobre Media
PRZERWA NA REKLAMĘ
Zobacz artykuły na podobny temat:
Oblicze rodziny w mediach
Justyna Sobecka
Telewizja, prasa, radio - ze względu na swą funkcję edukacyjną - mogą stać się naturalnymi sojusznikami rodziców w procesie wychowania.
Dziennikarska hołota
Michał Rala
Historia o granicach bezczelności, zakłamania i partactwa, jakie można jeszcze w naszym dziennikarskim fachu przekroczyć.
Antonio Salas. Czy dziennikarz-zagadka w ogóle istnieje?
Piotr Kaszuwara, MenStream.pl
Hiszpański dziennikarz w swojej najnowszej książce pod polskim tytułem "Ja, terrorysta" opisuje, jak krok po kroku stawał się zaufanym człowiekiem palestyńskiego Hamasu i Hezbollahu, a także wenezuelskich "tupamaros".
Słowo jest najważniejsze [LINK]
Krzysztof Piekarski
Samo skończenie studiów dziennikarskich wcale nie uprawnia do określania siebie mianem dziennikarza. Wielu doskonałych fachowców w tym zawodzie kończyło zupełnie inne studia. [Wywiad z Piotrem Kraśko pochodzi z serwisu www.dziennikarz.prv.pl]
Czym są nagłówki Hx i jak je wykorzystać do pozycjonowania tekstów
Dawid Medwiediuk
We wpisach na blogach istnieje duże pole do popisu w temacie kreatywnego używania nagłówków. Jeszcze przed rozpoczęciem pisania warto zdefiniować strukturę artykułu. Nagłówki mogą przybrać formę śródtytułów rozdzielających poszczególne akapity tekstu, a najważniejszy z nich zastosować do oznaczenia tematu.
Afganistan. Konflikty wojenne w mediach - relacjonowanie
Agnieszka Osińska
Dowódcy wojskowi i politycy kontrolują i manipulują informacją wojenną. Nie dowiadujemy się niczego, ale trwa to całymi godzinami. Wojna w Afganistanie a Pustynna Burza. Podobieństwa i róznice w relacjonowaniu konfliktów wojennych dawniej i dziś.
Informować, informować, informować
Wojciech Warecki, Marek Warecki
"Informować , informować, informować" to motto p. Andrzeja Morozowskiego, jakie nam był zaprezentował w trakcie wywiadu do książki. Niestety, wywiadu nie mogliśmy umieścić...