Akwizytorzy informacji
Paweł Śpiewak
Ekonomika telewizji czy prasy polega w dużej mierze na tym, by widzów, czytelników sprzedać reklamodawcom, a nie przedstawić problem czy podejmować poważne debaty.
ukazał się w Magazynie Kulturalnym Tygodnika Powszechnego nr 5/6 (54/55), 3 czerwca 2001
* * *
Wartość stacji telewizyjnej czy tytułu gazetowego jest prostą funkcją matematyczną par oczu skierowanych na ekrany czy szpalty gazet. Stosunek mediów do odbiorców lokuje się gdzieś między lekceważeniem - czy nawet pogardą - a infantylizacją.
Oblicza się, że ponad 50 % miejsca w wielkich gazetach zajmuje reklama i różnego rodzaju ogłoszenia. 45% to horoskopy, przepisy kulinarne, informacje o programach telewizyjnych, wyniki sportowe, komiksy. 4-5 % miejsca pozostaje na poważniejsze wiadomości krajowe i zagraniczne, czyli mniej więcej tyle samo, co w komercyjnych stacjach telewizyjnych. Często przy tym poważna informacja miesza się z tak zwaną inforozrywką. Wtedy w telewizyjnych wiadomościach czy radiowym serwisie informacyjnym na plan pierwszy wysuwa się informacja o napadzie na sklep czy sukcesie polskiego psa w konkursie na wykrywanie narkotyków. Codzienne wydanie gazety musi żywić się nowością i sensacją. Najważniejsze są dobre nagłówki i własna informacja, zwana w slangu dziennikarskim, "exlusivem".
Dziennikarz zajmuje w gazecie i w telewizji miejsce dość poślednie. Najczęściej bywa tylko skromnym akwizytorem informacji. Poważniejszą już pozycję zajmują, zwykle anonimowi, redaktorzy (często autor notki nie rozpoznaje jej w druku), a potem wydawcy. Oni hierarchizują informacje, rozstrzygają o ilości znaków na poszczególne materiały. Zamawiają towar, dają dyspozycje, często, szczególnie w prasie kolorowej, pozostawiając dziennikarzowi minimalny zakres swobody. Jest wzorzec tekstu i języka, ściśle wymierzona przestrzeń. Szefowie działów oczekują od dziennikarzy, że napiszą tekst pod tezę i na z góry zadany temat, skracają przy tym niemiłosiernie artykuły, pozbawiając ich wszelkich niuansów. Powszechnie uważa się, że tekst musi być krótki i nie można męczyć czytelnika/widza zbyt trudnymi problemami. Pozostaje tylko, jak w szkolnym zeszycie ćwiczeń, wypełnić rubryczki...
Nie sposób sobie wyobrazić nowoczesnego medium bez działu marketingu i reklamy, które decydują o przetrwaniu tytułu, ale często bezpośrednio wpływają na dziennikarzy. One mówią, których firm nie należy zaczepiać, bo przecież w wypadku drukowania prospektu emisyjnego przedsiębiorstwa chodzi o solidne pieniądze. O publiczności media dowiadują się z badań marketingowych, pomiarów telemetrycznych, wyników sprzedaży i polityki reklamodawców. (O ile wiem, ci nie lubią pism o zbyt wyrazistym profilu politycznym. Lepsza jest miła oczom nijakość.) Odbiorca jest statystycznym tworem, pozbawionym jakiejkolwiek indywidualności. Ekonomika telewizji czy prasy polega w dużej mierze nie na tym, by publice przedstawić problem, podejmować poważne debaty, lecz by widzów, czytelników sprzedać reklamodawcom. Wartość stacji telewizyjnej czy tytułu gazetowego jest prostą funkcją matematyczną par oczu skierowanych na ekrany czy szpalty gazet. I żaden element programu nie jest z tej kalkulacji wyłączony. Stosunek mediów do odbiorców lokuje się gdzieś między lekceważeniem, czy nawet pogardą, a infantylizacją.
Środowisko manipulacyjne
Z "przekaziorów" korzystają politycy i wielkie firmy. Walczą o dostęp do nich. Konstruują wydarzenia pod kątem medialnym. Sami, lub ich rzecznicy prasowi, przygotowują tak swoje wystąpienia, by zastąpić pracę dziennikarzy. Wybierają moment swoich konferencji, by materiał trafił do głównych wydań telewizyjnych programów informacyjnych. Rola dziennikarzy, nawet wtedy, gdy mają nader wysokie oczekiwania związane ze swoim zawodem, sprowadza się niemal do tego, że przekazują zwykłą propagandę. Znaczny wpływ ma otoczenie polityka czy menadżera, wokół których krąży szereg specjalistów dbających o to, by przesłanie było dobrze słyszane. Są specjaliści od public relations, organizatorzy kampanii, autorzy przemówień. Nie tylko zastępują dziennikarzy, ale tworzą coś, co można śmiało nazwać "środowiskiem manipulacyjnym". Kreowanie i przekazywanie informacji staje się mniej sprawą porządkowania, rozjaśniania faktów, a bardziej jawną walką o władzę. Traktuje się media jako środki, za pomocą których narzuci się korzystną dla polityka ocenę, wyznaczy, co jest ważne, o czym warto mówić.
Do tego dochodzą konfidencjonalne spotkania z politykami, tak naprawdę doskonale wyreżyserowane, lunche w wytwornych restauracjach z "top managementem" wielkich firm, inne dowody rewerencji, "dopuszczenia" - wymagają od dziennikarzy odporności. Takie okazje są szczególnie niebezpieczne dla młodych dziennikarzy, walczących zawzięcie o pozycję, obecność w środku wydarzeń. Doskonale wiedzą o tym spece od public relations czy to polityków, czy firm. Dziennikarski wyga, owszem, zje dobry lunch, wysłucha polityka, ale niekoniecznie napisze to, czego by sobie życzył rozmówca. Niedoświadczone dziennikarki przejęte faktem przebywania w towarzystwie ludzi ze świecznika, polityków z pierwszych stron gazet czy prezesów obracających milionami dolarów, napiszą dokładnie to, czego się od nich oczekuje.
Do tego dochodzą, jak to się nazywa w dziennikarskiej gwarze, "wziątki". A to firma zaprosi dziennikarza na przyjemną wycieczkę do Waszyngtonu lub do Włoch, a to zaproponuje wypróbowanie nowego modelu auta. Czasem chodzi o malutki upominek w postaci butelki dobrej whisky, flakonika perfum czy kosza ze słodyczami. "Wziątkarstwo" na tyle jest rozpowszechnione, że wręcz oczekuje się od znanych firm, że chociaż raz w roku urządzą dobry piknik połączony z dodatkowymi atrakcjami. Jak to wpływa na ich obraz, nie trudno sobie wyobrazić. Normalnie nazywało by się to łapówką, korupcją, ale przecież chodzi tylko o suweniry i to, co nazywa się fachowo, dbałością o wizerunek instytucji czy firmy.
Dobre samopoczucie
Mimo to dziennikarzy mamy za najważniejsze w mediach osoby, a i oni najczęściej mają o sobie bardzo wysokie mniemanie. W istocie rzeczy, coraz mniej jest tak zwanych pism dziennikarskich, w których to oni wybierają sobie tematy, czują się współtwórcami gazety. Dominują organizacje, w których dziennikarz przypomina pozbawionego indywidualności urzędnika od słowa pisanego. Szczególnie dotyczy to pism należących do wielkich zachodnich koncernów. Media dysponują olbrzymią i w istocie niemal zupełnie niekontrolowaną władzą. Oczekuje się od dziennikarzy rzetelności, niezależności, a zarazem podważa sens czy możliwość uprawiania surowo pojętego obiektywizmu. Powiada się, że obiektywizm jest po prostu czymś z technicznego czy profesjonalnego punktu widzenia niemożliwym do osiągnięcia. Padają argumenty, że każdy podany fakt jest z natury rzeczy faktem wyselekcjonowanym i w jakiejś mierze kreowanym przez ludzi mediów. Że nie sposób dotrzeć i tym samym przedstawić wszystkich odcieni dyskutowanej sprawy. Że fakt istnieje o tyle, o ile możliwy jest dostęp do informacji. Wreszcie paść może argument, iż styl, strukturę, format informacji wyznacza nie tylko nadawca, ale również odbiorca. Każdy przekaz, szczególnie skierowany dla szerokiej, masowej, a więc niezbyt - zdaniem właścicieli mediów - rozgarniętej publiczności, musi być uproszczony i jest jedynie pewnym przybliżeniem rzeczywistości, nigdy jej wiernym opisem.
Dodatkowo razi i niepokoi przy czytaniu czy słuchaniu informacji, zwykłe niechlujstwo, czy po prostu niekompetencja dziennikarzy. Zamiast "podejrzany o zabójstwo" mówi się "morderca", zamiast analizy wyników badań socjologicznych wydobywa się te dane, które pierwsze rzuciły się w oczy. Tych przykładów jest bardzo wiele. Tak wiele, że można często odnieść wrażenie, że dziennikarze nim dokładniej opukają problem, już spieszą się z gotowymi odpowiedziami. Mówią/piszą byle mówić/pisać i chętnie zamiast problematyzować sprawy szukają sensacji, a gorące wydarzenia zamieniają w zwykłe plotkarstwo. Wprawia się je zawzięcie o ósmej piętnaście na wszystkich pasmach radiowych tak, jakby najważniejszym faktem było to, czy jakiś pan wszedł czy wyszedł z jakiegoś kolejnego przymierza nie wychodząc przy tym ze swojego gabinetu. Cała historia z prezesem Gajkiem jest tego najlepszym przykładem. Żaden z dziennikarzy spoza prasy branżowej nie zastanawiał się, dlaczego rada nadzorcza ZUS źle go oceniła, czy plany swoje realizował, kto jest odpowiedzialny za błędy systemu komputerowego; wszystko zostało sprowadzone do jakichś personalnych gier. Niekiedy dziennikarze nie potrafią nawet postawić problemu, wyjaśnić, czym się zajmują, i już piszą swoje notki czy artykuły. Jest to zjawisko nagminne i łatwo usprawiedliwiane. Bo autor musi wyrobić wierszówkę, ma zlecenie, wydawca popędza, a już czekają kolejne zamówienia.
W politycznej jatce
Na niechlujstwo językowe, na wiadomości podane w sposób co najmniej wyrywkowy, nakłada się czasami zbyt daleko idąca polityzacja mediów. Wobec słabości wszystkich poza SLD partii politycznych, to dziennikarze czują się powołani do kreowania sceny politycznej. Od nich zależy, czy jakiś polityk zrobi się modny, albo też skazują go na nieistnienie, czasem wręcz na ostracyzm. Wobec nietrwałości politycznych ugrupowań, gazety wydają się być ostoją stabilizacji. To one mogą tworzyć wydarzenia polityczne (było takich kilka, od afery korupcyjnej w poznańskiej policji po kampanie oskarżeń wokół szpiegowskich powiązań polityków lewicy). Wszyscy w miarę uważni czytelnicy czy widzowie wiedzą, że "Życie" jest prawicowe, że "Trybuna" wyraża opinie jakiejś frakcji w SLD, że "Gazeta Wyborcza" ma swoje jawne sympatie i antypatie polityczne, że poszczególne gwiazdy telewizyjne lubią jakichś polityków, innych nie znoszą. Można być prawie pewnym, że w "Gazecie" informacja o spadku notowań UW zostanie starannie zepchnięta na drugi plan, natomiast odnotowane zostaną wszelkie wystąpienia Bronisława Geremka.
Z kolei w telewizyjnych "Wiadomościach" z trudem przebije się krytyczna ocena programu gospodarczego PSL czy informacja o stylu rządzenia SLD w Grudziądzu i okolicach. Z pewnością będzie natomiast dość wiadomości o negatywach reformy zdrowia lub kolejnych falach strajków antyrządowych. Być może jako taki obraz sceny politycznej daje się odtworzyć czytając wszystkie ważne gazety i oglądając kolejne wydania różnych programów informacyjnych. Tyle że na to trzeba by mieć bardzo dużo czasu i dość pieniędzy. Wiem jedno. Nie wolno polegać na jednym źródle, bo zdarza się, i to nierzadko, że każda stacja telewizyjna podaje niemal zupełnie odmienny serwis informacyjny i nijak nie sposób zorientować się czym jest to powodowane.
Polityzacja większości mediów polega również na tym, i to jest zjawisko zatrważające, że głównymi, wręcz wyłącznymi aktorami w programach informacyjno-publicystycznych są politycy. Do dyskusji nad służbą zdrowia, rolnictwem, budżetem, szkolnictwem, ekologią - zależy kto robi newsa - zaprasza się niemal wyłącznie przedstawicieli różnych partii i z góry wiadomo, że poszczególne stanowiska i argumenty są dobierane ze względu na aktualne alianse czy interesy polityczne. Nie rozmawia się o sprawie, choć wszyscy udają, że tak jest, ale faktycznie przedstawia się tylko aktualny układ sceny politycznej. Politycy na wizji zwykle kłócą się zawzięcie, robiąc wrażenie, że życie publiczne polega na ciągłych utarczkach, a z pewnością nie chodzi w tym wszystkim o merytoryczną ocenę sprawy. Politycy zaczynają przypominać wygłodniałą i wypuszczoną sforę psów goniących lisa, a dziennikarz uważa, że jego rolą jest tylko jeszcze bardziej udramatyzować wydarzenie, grać na różnicach i konfliktach. Przecież chodzi o dobry show, a w ferworze dyskusji komuś mogą puścić nerwy i palnie jakieś głupstwo czy poda ukrytą informację. No i wtedy jest żer, jest padlina, którą żywią się liczni felietoniści.
Im więcej niechlujstwa, im więcej politycznych interesów, tym więcej agresji (albo lizusostwa). Za wszelką cenę stronnicy jednej orientacji będą chętniej umieszczali informacje kompromitujące czy po prostu niechętne opcji przeciwnej. Widz czy czytelnik wie, że na przykład w dyskusji nad sprawą antysemityzmu, koniecznie trzeba spotkać polskiego narodowca z jakimiś żydem i wtedy mamy już widowisko. Wystarczy posadzić naprzeciw siebie antykomunistę i kogoś z otoczenia Millera. Emocje rosną, argumenty, najczęściej już oklepane, są coraz ostrzejsze, a iloraz inteligencji uczestników debaty gwałtownie spada. Im bardziej stronniczy są dziennikarze, szczególnie "wywiadowcy", tym pytania będą brutalniejsze czy wręcz niegrzeczne. Wtedy wiadomo, że chodzi nie o to, by się czegoś dowiedzieć, by kogoś przekonać, ale, by poniżyć przeciwnika - rozmówcę i zrobić z niego idiotę. Nie sadzę, by polityk należał do kręgu osób wymagającego szczególnej troski, ale gościa traktuje się zwykle z minimalną rewerencją.
Dziennikarstwo jest zawodem społecznego zaufania. O tym, czy osoba go wykonująca sprosta zaufaniu decyduje jej sumienie, etyka zawodowa środowiska i pismo, w którym pracuje. Trudno polegać na etyce środowiskowej, skoro organizacje zawodowe nie odgrywają istotnej roli, a o środowisku trudno mówić. Sprawę sumienia zostawmy panu Bogu. Generalnie zostaje tylko zaufanie już nie do konkretnego dziennikarza, ale do tytułu prasowego czy programu telewizyjnego. Jeżeli chce zachować wiarygodność, być kompetentne, można wtedy wierzyć, że dziennikarze wykonują swoją robotę najlepiej, jak potrafią.
PRZERWA NA REKLAMĘ
Zobacz artykuły na podobny temat:
Felieton - to warto wiedzieć
Prus i inni
W XIX wieku słowo felieton miało podwójne znaczenie. Feuilleton - karteczka- to gatunek dziennikarski, a nade wszystko to miejsce w gazecie.
Freelancer i bezpieczeństwo. 5 wskazówek dla pracujących zdalnie
Barbara Trepka
Zagrożenia cybernetyczne czają się wszędzie. Pracując zdalnie przesyłamy wiele plików i informacji do biura. W miarę jak świat będzie jeszcze bardziej połączony, rozprzestrzenianie się zdalnych pracowników wzrośnie, co doprowadzi do większej liczby bolączek. Jak się chronić przed zagrożeniami w sieci?
Jak zdać na dziennikarstwo. Sprawozdanie
© by Dawid Federowicz & Oficyna Studencka CEZAR
Co się zdaje na wstępnym, gdzie można studiować i na czym dziennikarstwo w ogóle polega.
Szczegółowa socjologia komunikowania masowego
Paulina Dużyk
W konkretnej wypowiedzi nie tylko komunikujemy określone treści, ale tworzymy nowe fakty i zdarzenia. Nasze wypowiedzi mają wpływ na działanie, myśli i uczucia innych ludzi.
Wizualne tricki. Jak wpływać na ludzi kolorem, kształtem i kompozycją
Bartłomiej Dwornik
Ludzki mózg podobno przetwarza obraz nawet 60 tysięcy razy szybciej od słów. Jaskrawe kolory rzucają się w oczy bardziej tylko pod pewnym warunkiem. Niewiele osób oprze się metodzie "na Apacza", a facet z brodą sprzedaje lepiej. Przedstawiamy kilka tricków na graficzno-optyczne hackowanie umysłów.
Przyszłość media relations. Jakich informacji oczekują dziennikarze
dr Dariusz Tworzydło
Elektroniczne media tworzą nową jakość dialogu. Dostarczają wyzwań dla dziennikarzy i współpracujących z nimi piarowców. Już dziś mamy nieco inny marketing czy reklamę, które bazują na nowoczesnych formach przekazu. Oto kilka trendów, które warto uwzględnić w codziennej pracy w public relations.
Pozycjonowanie i SEO. Poradnik dla dziennikarzy internetowych [LINK]
Bartłomiej Dwornik
Jak napisać artykuł, który pojawi się wysoko w wynikach wyszukiwania Google? Czy stosowanie zasad SEO musi negatywnie wpływać na jakość tekstu? Przewodnik dla redaktorów i dziennikarzy, przygotowany przez Reporterzy.info dla polskiego wydania Europejskiego Obserwatorium Dziennikarskiego – EJO.